Dziś odbyła się druga msza w intencji Michałka. Poprzednią przepłakałam, teraz było już trochę lepiej. Żałuję tylko, że nie było moich rodziców ale mieszkają 100km stąd i nie zawsze mają możliwość aby przyjechać. Gdy Michaś leżał w szpitalu często go odwiedzali, w końcu to ich pierwszy i póki co jedyny wnuk. Chociaż bardzo przeżywali całą tą sytuację to mimo tego zawsze potrafili nas wesprzeć. Teraz też mamy w nich ogromne wsparcie, szczególnie miło mi było gdy zobaczyłam, że mają w domu zdjęcia Michasia, mówią o nim z miłością i czułością. W przeciwieństwie do mojej teściowej, która przed obcymi afiszuje się ze swoją żałobą a później przez pół dnia potrafi wyliczać mi sto różnych hipotez co zrobiłam źle, że ciąża zakończyła się przedwcześnie. Gdy byłam w ciąży, od początku musiałam się oszczędzać i brać leki na podtrzymanie wszystkim w koło opowiadała, że zagrożone ciąże to w szpitalu leżą a nie w domu i że udaję. Oczywiście teraz wszystkim opowiada bajki, jak to mi pomagała i we wszystkim wyręczała i nie wspomina np o tym, że jeszcze dzień przed tym jak trafiłam do szpitala kazała mi iść truskawki pielić... Co rano proszę Michasia o siłę bo nieraz już mi się wydaje, że nie zniosę tego dłużej. Nie wiem, skąd biorą się tacy ludzie ale pocieszam się, że całe wyrządzone zło prędzej czy później do człowieka wróci. Kasia mama Michałka *27.07.2014 +05.12.2014
|