Wczoraj pierwszy raz śniła mi się moja córka! 7 miesięcy po swoim odejściu. Długo czekałam na ten pierwszy sen i nie tak go sobie wyobrażałam... Mojemu mężowi Lili śniła się parę razy i to właśnie były takie tendencyjne sny, na które i ja liczyłam. Śniło mu się, że jest uroczym bobasem, w wózku, na spacerze z nami, wśród pięknej przyrody. Mój sen był bardzo dziwny, na pograniczu science fiction. Otóż nasza córeczka wyglądała w tym śnie koszmarnie! Była niemowlakiem, ale straszliwie chudym z nienaturalnie wychudzonymi i wydłużonymi kończynami, po prostu brzydka (Lili to wcześniak pozbawiony pokładów tłuszczyku jak typowy noworodek, więc może stąd ta wizja). Wracając jednak do mojego snu - lekarze powiedzieli, że dziecko nie przeżyje, miałam ją w domu, a ona była strasznie chora. Miała drgawki, nie rozwijała się, a ja pielęgnowałam ją ze świadomością, że ona umrze, że to wszystko nie ma sensu, tak mechanicznie się nią zajmowałam. Potem ktoś w moim śnie (jakaś kobieta, ale nie pamiętam kto) powiedział mi, że cuda się zdarzają i ja nie powinnam czekać na śmierć mojej córki i zachowywać się tak mechanicznie, że powinnam uwierzyć, że ona może wyzdrowieć, że może być piękna i zdrowa, że powinnam okazać jej całą swoją miłość... Zrobiłam tak jak poradziła mi ta kobieta. Mimo tego, że moje dziecko przypominało bardziej kosmitę niż człowieka, że cały czas się wiło w drgawkach zaczęłam ją przytulać i mówić jak bardzo ją kocham. I stał się cud! Zaczęła zdrowieć, nabierać ciała i rozwijać się w zastraszającym tempie. Stawała się bardzo szybko niezwykle piękna i niezwykle inteligentna. Posiadała nadprzyrodzone cechy (ostatnio oglądałam film "LUCY", więc to pewnie stąd).W przeciągu kilku miesięcy z niemowlaka zmieniła się w dorosłą kobietę. Pamiętam ze snu to uczucie takiego czystego szczęścia i dumy jak widziałam ją taką! Z małego potworka, który miał nie przeżyć, zmieniła się super istotę. Żyła! I to wszystko sprawiła moja miłość... Obudziłam się i miałam łzy w oczach. Opowiedziałam ten sen mężowi, też twierdzi, że jest on bardzo, bardzo dziwny. Freudem nie jestem, ale wydaje mi się, że odzywa się moje poczucie winy, że za mało miłości dałam Lili, że za rzadko u niej byłam (przez 2 miesiące jej życia dojeżdżałam ponad 100 km do szpitala 2-3 razy w tygodniu, aby posiedzieć przy niej regulaminową godzinę w jednym i 2 godziny w drugim szpitalu). Gdzieś kołacze mi się myśl, że gdybym była z nią codziennie, to może bardziej czułaby moją miłość, miałaby większą wolę walki... Nie wiem. Nigdy się tego nie dowiem... No, ale wracając do mojego dziwacznego snu, jak Wy byście go interpretowały? Może pomożecie mi zrozumieć swoją podświadomość...
|