Byłam dziś w pracy. Cały dzień z dziećmi. Zachowywałam się niby normalnie: bawiłam się z nimi, rozmawiałam, uśmiechałam, byłam miła. Całkiem nieźle wyszło mi założenie tej maski. Cały czas jednak miałam myśl z tyłu głowy: dlaczego te rodziny są szczęśliwe, dlaczego te dzieci są zdrowe, a moja Lili nie? Dlaczego to na nas trafiło, przecież nic złego nikomu nie zrobiliśmy? Już tyle wcześniej przeszliśmy. Dlaczego moja córeczka nigdy nie będzie miała prawdziwego Dnia Dziecka? Czuję taką szpilę w sercu jak patrzę na szczęśliwe rodziny... Drogie Aniołkowe Mamy, serce mi pęka jak czytam, że niektóre z Was straciły więcej niż jedno dziecko! Taka eskalacja cierpienia! Nie wyobrażam sobie jak serce matki jest w stanie to znieść. Szacunek dla Was. Dwa tygodnie po pogrzebie Liluni byłam na pogrzebie kolegi. Młody, wesoły chłopak rzucił się pod pociąg. Podobno przez długi. Cały czas myślę jakie my, Aniołkowe Mamy, jesteśmy silne. Żyjemy z takim bólem, spotkała nas taka tragedia, można powiedzieć porażka życiowa. Trwamy jednak, nie wybieramy ucieczki, jaką jest samobójstwo, a z pewnością większym "problemem" jest strata dziecka niż długi...
|