W 34 tygodniu ( czwartek ) miałam wizytę i robione USG – wszystko było dobrze lekarz sprawdzał jeszcze szyje małej czy nie zakręciła się na niej pępowina. W piątek i sobotę w nocy pobolewał mnie brzuch, ale kubek miętówki mi pomagał. W niedzielę rano po oddaniu moczu zauważyłam śluz z lekką nitką krwi – powiedziałam do męża, że coś się dzieje i jedziemy do szpitala nie panikowałam , myślałam , że po prostu pękło mi jakieś naczynko przecież cały czas czułam jak się pręży nawet w drodze do szpitala. Tylko że to prężenie nie było objawem , że wszystko jest w porządku.
Po załatwieniu wszystkich formalności położna długo próbowała znaleźć tętno Małej- mówiła że gdzieś się schowała czy obróciła- teraz wiem że ona już wiedziała ale nic nie mówiła. Kiedy przyszedł lekarz i wyprosił mojego męża powiedział ze jest mu przykro .... tych słów nie zapomnę do końca życia. Zaczęłam płakać i mówić do męża, że już jej nie ma - niema Naszej PAPUSZKI ( tak ją pieszczotliwie nazywaliśmy ). Nie mogłam zrozumieć co się stało przecież wszystko było dobrze przecież się prężyła więc ruszała więc żyła – niestety już nie !!
|