Oczywiście,że kolejne dziecko "nie rozwiącuje problemu". Jeśli chodzi o mnie, to mam chyba bardzo silny instynkt macierzyński i po prostu chciałam być ziemską matką. Bycie matką mojej Małej Świętej mi zdecydowanie nie wystarczało, tak samo mężowi nie wystarczało bycie takim ojcem. Dziecko,daje "wyżyć" się moim pokładom miłości, daje mi radość, nadaje sens mojej egzystencji. Żyłam dla Zuzi, żyje dla Natalki, a może i dla kolejnych dzieci. Nigdy druga córka nie zastąpi pierwszej. To jest niemożliwie niemożliwą niemożliwością;) KOlejne dziecko nie było formą terapii po śmierci Zuzanki. Natka zaistniała we mnie, gdy byłam na to gotowa. Czułam niedosyt macierzyństwa, bycie matką to sens mojego życia. Mój cel.
A właśnie sobie uświadomiłam,że to było marzenie, które się spełnia i aby się nie skończyło!! Jejka! Czyli jednak mam marzenia, tylko o nich nie wiem. Hurrrra!!! Asiu, dzięki!!Dzięki Tobie to sobie uświadomiłam:D
Trzeba słuchać serca. Ono wie, czego pragniemy,czego pragną nasi bliscy. Staram się przełamywać strach. Bo kiepski z niego doradca.
I wydaje mi się,że łatwiej i z lepszym rezultatem dla nas, jest budować wszystko od nowa. Poczynając od stosunków z partnerem, które zmieniają się diametralnie, po siebie. Nie starać się na siłę odnaleźć cechy, które były charakterystyczne dla nas, a dać się ujawnić innym i zaakceptować je. Jestem pewna,że zalet nam nie zmaleje a wad nie przybędzie.
Pozdrawiam kochani rodzice. "Śmiertelnie chore dzieci wiedzą, że umrą. Jest to wiedza nieświadoma ale kieruje ich postępowaniem. Ci, którzy żegnają się z nimi, mają przytępiony słuch. Jesteśmy głusi na przekazy umierających."
|