Wiem, wiem Ewelinko :)) wciąż pamiętam nasze poznanie i spięcie na maksa na dzieńdobry :)) jak dostałaś flustracji nerwowej i mało mnie przez kable nie zabiłaś, za stwierdzenie że była ciężko chora i umierająca a jej życie dyndało na włosku tak jak życie mojego Tomka, choć trochę inaczej (wtedy to jakoś delikatniej napisałam) :))) Ale wiesz co ci powiem, powtórzę włściwie publicznie to co mówiłam prywatnie... ta kłótnia z tobą, wtedy mi samej uzmysłowiła jak ja byłam zaślepiona, jak ja bardzo wierzyłam że moje dziecko jest zdrowe... pisałam do ciebie w aspekcie medycznym, jak zimny lekarz do pacjenta i wtedy zdałam sobie sprawę, ile wiem, że wiem ale nie potrafię prywatnie połączyć tych faktów sobie, a tobie połączyłam perfekcyjnie... wtedy dopiero zobaczyłam jak wielką przepaść wytworzyłam we własnym umyśle pomiędzy wiedzą medyczną a matczynym pragnieniem... chciałam pomóc tobie a pomogłam sama sobie... i za to bardzo ci dziękuję, bo gdyby nie ty i ta sprzeczka to może nadal tkwiłabym w tej przepaści... dzięki kochana, że jesteś... nasze dzieci się stykneły... a my dopiero tutaj aby sobie pomóc...
tak, też uważam, że Tomek spierdolił bo tam jest lepiej, bo tam zaglądał, widział, wiedział... spierdolił od mamusi, od zaborczej mamusi...
ja czekałam na intubacje bo ona otwierała Tomkowi wrota do życia, bez niej nie miał szans aby przeżyć rok... wiedziałam o tym... dlatego podjełam ryzyko tracheo, bo do roku coraz mniej zostawało i było coraz gorzej... zgodziłam się na tracheo, choć serce mówiło że to będzie koniec a rozum tłumaczył: tracheo to jedyna szansa na życie, otwiera drzwi do leczenia chirurgicznego bez którego mój syn czekał na śmierć a raczej umierał powoli, tracheo miało dać operację w znieczuleniu ogólnym, tracheo dawało dojście do sprzętu ratujacego i podtrzymującego życie, tracheo miało dać ten cholerny respirator i zastąpić tą jedną cholerną rurkę intubacyjną... a tracheo pośrednio zabiło mi syna, pośrednio bo to przez nie doszło do odmy śródpiersiowej, którą lekarz zdiagnozował jako olbrzymią obustronną odmę płucną, co w rezultacie zabiło mi dziecko... u nas wszystko kręciło się wokół intubacji i jej zastępstwa czyli tracheo...
fakt spierdolił i to w taki sposób żeby nikt go nie wrócił z tej drogi... szybko i ekspresowo... odleciał w 15 min, zaraz po wbiciu drenów w oba płuca, chyba tylko jasnowidz by to poprawnie zdiagnozował... wiem, że gdyby nie zrobiono tracheo Tomek umierałby powoli, bardzo powoli, w męczarni, częste utraty oddechu, zaczełoby się stopniowe niedotlenieni mózgu, zanik pracy narządów wewnętrznych, stopniowy i powolny... bez szans na jakikolwiek zabieg, operację czy respirator... prawda - boli jak cholera - prawda jest taka że gdyby nie tracheo moje dziecko by zdychało w męczarni, nie umierało ale zdychało w bólu i męczarni, na moich oczach i całego szpitala bez możliwości udzielenia jakiejkolwiek pomocy... czekając aż padnie mózg albo serce... to jest brytalna prawda... wiedział co robi, i wybrał najlepiej dla siebie... i jak z taką świadomością mam winić lekarza... no kurnia nie potrafię... mam żal ale nie potrafię go obwiniać... mam żal ale gdyby stanoł przede mną i poprosił o chleb to bym mu dała razem z masłem, wędliną i pomidorkiem... bo tak mówi serce...
P.S. coś mnie nakręciłaś na brutalne sentymenty...
P.S. Skarbie, robisz tak: enter, >, spacja i piszesz, enter :)))) buleczka
Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008) http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl
|