Byłalismy z mężem pod koniec lutego na genialnych warsztato-rekolekcjach w Laskach dla osób w żałobie (bardzo wszystkim polecam!) i dokładnie była tam mowa o tej złości, jej wybuchach szczególnie wobec najbliższych - to zupełnie normalne, kochana! W ogóle wszystkie, najdziwniejsze nawet reakcje i emocje są chyba normalne w naszej sytuacji - nia ma powodu, zeby jakoś się ich bać czy wstydzić! Dzieci w domu to jednak poważna sprawa. My mamy też synka-trzylatka - biega, śmieje się - wiadomo... (choć na swój dziecięcy sposób przeżywa śmierć siostrzyczki, którą miał w domu przez 7 miesięcy). Powiem szczerze, że gdyby nie on, byłoby z nami znacznie gorzej. U nas minęło dopiero 2 miesiące, a mnie się wydaje, że to dwa lata... I jest dziwnie, bo niby trzymam się, dwa razy w tygodniu pracuję (świetnie mi to robi, że mogę wyjść!), bawię się z Jerzykiem, czekam na narodziny Stefcia (naszego nieplanowanego cudu pocieszenia...), ale jestem jakaś jakby otępiała. Ostatnio dowiedziałam się, ze moje bliska znajoma jest w ciąży i... nie poczułam dokładnie NIC, a przecież normalnie taka wiadomość sprawiała tak wielką radość. Podobnie śluby - zamiast się cieszyć, czuję lud w piersi i tylko myślę, co też czeka tych dwoje, ich dzieci... Każda z nas przeżywa żałobę inaczej, choć są wspólne "objawy", a ja najbardziej się martwię o te dzieci, które mamy na ziemi - one są jak barometr, wszystko wyczuwają...
Bardzo serdecznie pozdrawiam!
kasia, mama małej Świętej Hanulki, ziemska mama Jerzyka i Stefcia pod sercem (22 tc)
|