"CENA CZASU Zastanówcie się jak wyglądałaby każda chwila naszego życia, gdybyśmy wiedzieli, że może być ostatnia, że dana nam jest po to, byśmy osiągnęli pewną doskonałość, że słowa, które wypowiadamy są naszymi ostatnimi słowami, dlatego powinny wyrażać całe piękno, całą mądrość, której nauczyliśmy się w życiu, niezależnie jak długim. Jakbyśmy postępowali wobec innych, jeżeli obecna chwila byłaby naszą ostatnią i jeżeli miałaby ona wyrażać całą naszą miłość i troskę. Żylibyśmy z całą intensywnością i z taką głębią, które w innych okolicznościach byłyby dla nas nieosiągalne. Rzadko jednak uświadamiamy sobie, czym naprawdę jest chwila, przechodzimy z przeszłości w przyszłość i nie przeżywamy obecnej chwili w jej rzeczywistości i pełni
Dostojewski w pamiętnikach opowiada, co zdarzyło się z nim,kiedy skazany na śmierć stał przed straceniem i rozglądał się wokół. Jak wspaniałe było światło, jak wspaniałe powietrze, którym oddychał, jak wspaniały był świat naokoło, jak cenna każda chwila, dopóki jeszcze żył, chociaż znajdował się na granicy śmierci. O- powiedział wtedy- jeżeli darowano by mi życie- nie straciłbym ani chwili...Życie zostało darowane-i ileż chwil z tego życia zostało zmarnowanych!
Gdybyśmy byli tego świadomi, jak odnosilibyśmy się do innych, a także do siebie? Gdybym wiedział, gdybyście wiedzieli, że człowiek z którym rozmawiacie może nagle umrzeć i że głos, słowa, ruchy, wasz stosunek do niego, zamiary są ostatnimi odczuciami, które przyjmie i zabierze w wieczność- z jaką uwagą, z jaką troską, z jaką miłością byście postępowali!...Doświadczenie uczy, że w obliczu śmierci zaciera się wszelka zniewaga, gorycz odtrącenie. Śmierć jest zbyt wielka w porównaniu z tym, co powinno być nieznaczące nawet w skali doczesnego życia.
Z tego powodu śmierć, myśl o niej, pamięć o niej są jedynymi sprawami, które nadają naszemu życiu wyższy sens. żyć tak, by sprostać wymaganiom śmierci, znaczy żyć tak, żeby mogła przyjść w dowolnym momencie i spotkać nas na szczycie fali, a nie u jej podnóża, tak żeby nasze ostatnie słowa nie były puste, a nasz ostatni ruch nie był lekkomyślny. Ci, którzy mieli okazję żyć przez pewien czas z umierającym człowiekiem, który uświadamiał sobie bliskość śmierci, z pewnością zrozumieli, co obecność śmierci może oznaczać dla ich wzajemnych relacji. Każde słowo powinno wtedy zawierać pelną treść, pełne piękno, pełną harmonie, dotychczas jakby uśpione w tych relacjach. Obecność śmierci oznacza też, że nie ma rzeczy zbyt małych, wszystko bowiem, także to, co małe, może być wyrazem miłości bądź jej zaprzeczeniem.
OSOBISTE WSPOMNIENIA-ŚMIERĆ MATKI
Moja matka trzy lata umierała na raka. Operowano ją, bezskutecznie. Doktor powiedział mi o tym i dodał: "Ale oczywiście nic nie powiecie swojej matce". "Ależ naturalnie, że powiem"-odrzekłem. I powiedziałem.Pamiętam przyszedłem do niej i powiedziałem, że zadzwonił lekarz i powiedział, że operacja się nie udała. Milczeliśmy przez chwilę, a potem matka powiedziała: "A więc wkrótce umrę". "Tak"--opowiedziałem. Potem pozostaliśmy w głębokiej ciszy, porozumiewając się bez słów. Wydaje mi się, że niczego nie "analizowaliśmy". Staliśmy w obliczu czegoś, co wtargnęło w nasze życie, wszystko w nim zmieniając. Nie było to widmo, zło, strach. Było to coś ostatecznego, z czym musieliśmy się spotkać, jeszcze nie wiedząc czym się to przejawi. Pozostaliśmy razem, milcząc tak długo, ile potrzebowaliśmy. A życie potoczyło się dalej...
Ale konsekwencje tego były dwojakie. Po pierwsze ani przez chwilę moja matka i ja nie pogrążaliśmy się w kłamstwie, nie musieliśmy grać, nie pozostawaliśmy bez pomocy. Nigdy nie musiałem wchodzić do pokoju matki ze sztucznym uśmiechem albo nieprawdziwymi słowami. Ani przez moment nie musiałem udawać, że oto jakby życie zwycięża, śmierć, choroba odstępuje, sytuacja jest lepsza niż w istocie, chociaż obydwoje wiedzielibyśmy, że to nieprawda.
Nigdy nie zostaliśmy pozbawieni wzajemnego wsparcia. Były chwile, kiedy moja matka czuła, że potrzebuje pomocy. Wtedy wołała mnie i rozmawialiśmy o jej śmierci, o mojej samotności. Bardzo kochała życie. Na kilka dni przed śmiercią powiedziała, że byłaby gotowa cierpieć jeszcze 150 lat, byleby tylko zyć. Nasza rozłąka napawała ją smutkiem: "O gdyby tak dotknąć tej dłoni, której już nie ma, usłyszeć dźwięk głosu"- Tennyson.
Innym razem to ja nie mogłem znieść bólu rozłąki, wtedy przychodziłem, rozmawialiśmy o tym i mama podtrzymywała mnie i pocieszała. Nasze relacje były głębokie i prawdziwe, nie było w nich kłamstwa, mogły więc pomieścić całą prawdę.
I był jeszcze jeden aspekt, o którym już wspomniałem. W związku z tym, że śmierć stała tuż tuż, że mogła nadejść w każdej chwili, a wtedy już niczego nie naprawilibyśmy- wszystko powinno było w każdej chwili wyrażać w jak najpełniejszy i najdoskonalszy sposób szacunek i miłość. Tylko śmierć może nadać wielkość i sens wszystkiemu, co wydaje się drobne i jakby nieznaczące. Sposób w jaki podasz filiżankę herbaty, poprawisz poduszkę za plecami chorego, sposób w jaki dźwięczy twój głos- wszystko może stać się wyrazem głębi stosunków. Jeśli zabrzmiała fałszywa nuta, jeżeli pojawiła się rysa, jeżeli coś zakłóca harmonię, powinno być natychmiast naprawione, gdyż później może okazać się za późno. Stawia nas to w obliczu prawdy życia z taką wyrazistością i przejrzystością, jakiej nic innego nie jest nam w stanie zapewnić."
Antoni Bloom "Życie, choroba, śmierć"
Wero, niech ten czas, który będzie Wam dany , będzie pełen sensu, prawdy i miłości. I z całego serca życzę by był jak najdłuższy Pozdrawiam Ania Ania, mama Teo (*15.07.2008 +20.07.2008) i Anastazji (7tc, +17.07.2013)
|