Wczoraj poszłam do Kościoła na mszę, z palemką. To moja druga wizyta od śmierci Tomcia. Pierwsza była w pażdzierniku zeszłego roku, pisałam wam o niej. Wtedy na dżwięk słów księdza o Domu Ojca, o życiu za karę na ziemi i śmierci jako furtce powrotnej do Domu Ojca, choć rzeczywiście w to wierzę, ogarneła mnie taka wściekłość na Boga, za tę jego idiotyczną formę kary, że naprawdę miałam ochotę mu przywalić i gdyby stał przede mną napewno bym to zrobiła.
Teraz nie czułam aż takiej wściekłości na Niego choć było mi żal. Tak dziwnie się słuchało jak ksiądz mówił bez specjalnych emocji o Matce, która patrzyła jak umiera jej jedyny Syn, jak by to nic nie znaczyło, jakby ból Matki wogóle nie istniał.
Trafiłam akurat na chrzciny. I aż mi łzy w oczach stały jak słuchałam chrzcin... chciałam takich dla Tomcia i nie zdążyłam. I zastanawiałam się jak dam radę z Groszkiem, jak przejdzie mi imię przez gardło skoro mam swoisty kołek w gardle, jak wytrzymam, czy dam radę i chciałam z tamtąd uciec ale sterczałam dalej. A Groszek kopał jak opętany. Jak mnie kiedyś znów nastraszy to pójdę z nim do Kościoła, bo choć to nie jego godzina na kopanie, kopał jak dziki. buleczka
Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008) http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl
|