Jakiś czas po śmierci Kasiuni moja siostrzenica była u ginekologa, który pracuje w szpitalu, gdzie leżała Kasia przez ostatnie pięć tygodni swego życia ( a ja z Nią). Siostrzenica wspomniała o przypadku Kasi a on powiedział, że pamięta tą dziewczynę o kocich oczach,mimo że pracował na innym oddziale, że płakał za Nią cały szpital a profesor płacze do dziś. Kasia zmarła w innym szpitalu, ponieważ po trzeciej operacji musiała leżeć na OIOM-ie, my już nie wróciliśmy do "naszego szpitala", nie mieliśmy siły. Nasza pani doktor dzwoniła jeszcze do męża, ale same wiecie, jak to jest kilka dni po śmierci dziecka. Kiedyś mąż powiedział, że może pojechalibyśmy do Wrocławia podziękować wszystkim, ale ja odmówiłam. Nawet nie wiem, czy kiedykolwiek mogłabym pojechać do tego miasta choćby na zakupy, a co dopiero do szpitala. I tak ostatnio mam złe dni! A z drugiej strony to sobie myślę, że przecież tak się wszyscy starali, począwszy od lekarzy, poprzez pielęgniarki, a skończywszy na salowych. Ale nie dałabym rady, to wiem napewno. Światełka dla Waszych Aniołków [*********]. Bułeczko, cieszę się, że jest OK. Teresa-mama Anioła Kasi L.
Naucz się szczęścia, tylko pamiętaj,by nie zapomnieć nigdy.
|