Część Dziewczyny, kiedy lerzałam z Tomciem w szpitalu dużo rozmawiałam z lekarzami o życiu, śmierci i medycynie, z reguły na papierosku i w nocy.
Podziwiali Tomcia za jego wolę życia i zawsze powtarzali że jego życie należy do niego samego i do Boga, bo z medycznego punktu widzenia on wogóle nie powinien żyć, nie mówiąc już o brykaniu i uśmiechaniu się. Nikt z nas nie rozumiał też czemu po każdej reanimacji uśmiecha się i pokazuje "fakiu".
Wszyscy cieszyli się z nami że tracheotomia się udała bez komplikacji i powikłań, że za 7-8 dni będziemy mogli jechać do domku.
Martwili się jak dojadę po takiej wiadomości dalej samochodem. Przepraszali, mówili otwarcie że nie mają pojęcia jak to się stało i dlaczego. Płakali z nami i przytulali. Nasi chirurdzy i pediatrzy pofatygowali się do nas na Intensywną żeby wyrazić swój żal, mieli łzy w oczach. Oczywiście życzyli żebyśmy się nigdy w takich okolicznościach nie spotkali, abyśmy przywieźli do nich zdrowego malucha.
Obiecałam że zadzwonię jak Maluch się pojawi, ale nie potrafiłam. Chyba ze strachu że zapeszę. Pierwszy raz nie dotrzymałam słowa. Zadzwoniłam dzisiaj do chirurga Tomcia i wystarczyło że się przedstawiłam ... a pn dr powiedział że pamiętam mnie, męża i naszego Tomcia i że wszyscy trzymają kciuki żebyśmy się odważyli na kolejne dziecko. Bardzo się ucieszył że nasz Groszek jest już taki duży i zdrowy. Oczywiście wiemy, że podniebienie widać dopiero po porodzie więc czas oczekiwania przed nami. Pan dr powiedział że jak Maluch się urodzi to możemy przyjechać kiedy i o której chcemy, oni go obejrzą bez kolejki, żebyśmy mogli być spokojni o jego życie.
Rany aż takiej reakcji się nie spodziewałam. Aż się poryczałam.
Zawdzięczam temu lekarzowi życie Tomcia, trzy miesiące, których nie miałabym gdyby nie ten lekarz. I gdyby nie on nie stałabym dziś tak stabilnie na własnych nogach i o własnych siłach. buleczka
Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008) http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl
|