Cześć dziewczyny, sorki że nie pisałam. Wiem że wiele z was się martwiło więc zapewniam oficjalnie że nic mi i Groszkowi nic nie jest. No oczywiście nadal się stresuję jak to będzie i co będzie, jak potoczy się ciąża i zdrowie dzidziusia,choć terez ten strach jest jakiś taki mniejszy. No bo, w sumie to i tak nie mam na nic wpływu. Jeśli o wszystkim decyduje los i ten Pan na górze to mi chyba pozostaje cieszyć się tym co mam i ... prosić by trwało jak najdłużej, bo nie chce dopisać kolejnego dziecka do tablicy rodzinnej na cmentarzu. Ale ja nie o tym. Tak jak zaczełam chodzi mi o sen, który się powtarza od kilku dni. Nie bardzo wiem co oznacza i jakoś nie potrafię tego z niczym powiązać. Opiszę go może was się coś skojarzy.
Zaczyna się od tego że wchodzę przez dużą, tę środkową bramę cmentarną, choć te boczne też są otwarte. Ale to nie jest znana mi brama. Jestem spokojna, uśmiechnięta, czuję się bezpieczna, jakbym szła na spacer do parku. Idę główną aleją przed siebie. Przede mną, na środku stoi, takie podwyższenie na którym kładzie się trumnę w kaplicy. Żeliwne, czarne i żłobione w piękne kwiaty. Na podwyższeniu nie ma trumny. Leży jednak coś do niej podobnego, długie i prostokątne, o połowe niższe wysokością od trumny, na końcu ma takie boczki, nie wielkie, całość wygląda jak krzyż ale ma mocno przycięte ramiona i one właśnie wyglądają jak niewielkie boczki. To coś intyicyjnie kojarzy się z trumną i krzyżem. Wykonanie jest z czarnych gałązek, one są posklejane ze sobą ale nie plecione, długie i pęknięte, takie falowane, naprawdę piękne. Stoję, podziwiam, patrzę z bliska i czuję się jak na pogrzebie, jakbym kogoś żegnała ale tak na wesoło, bez płaczu, lęku czy strachu. Wokół są ludzie ale stoją znacznie dalej jakby czekali aż odejdę, cos jakby w ten sposób okazywali mi szacunek. Gdy odchodzę, idę dalej przed siebie, dopiero wtedy oni dochodzą. Uśmiecham się, idę dalej główną aleją prosto. Mój wzrok przykuwa leżąca na brązowej drewnianej ławce przy jednym z pomników zielona, ciemnozielona skrzynka. Na niej jest mały czarny krzyż i jakiś napis, którego nie pamiętam. Ta skrzynka to mała dziecinna trumienka, tyle że ciemnozielona. Przyglądam się ale nie potrafię odczytać napisu, robi mi się przykro, że znów jakieś dziecko odeszło a jednocześnie czuje spokój. Idę dalej skręcam w lewo w boczną aleję i tam rzędy pomników leżą pod górę i wyglądają jakby były na piętrach. Wysoko, na przed ostatnim, przykuwa mój wzrok jeden pomnik z dużą tablicą. Wygląda jakby jaśniał wśród innych, choć niczym się nie wyróżnia. Poidchodzę bliżej. Ma nietypowy kształt - dziecinnej trumienki ułożonej w poprzeg do mnie. Na dużej tablicy jest napis, duży napis wyryty głęboko, przykuwający wzrok JULCIA. Nazwisko kiepsko pamiętam, wiem że nie było moje, brzmiało jakoś tak: "tomaszewska", mogłam pomylić początek nazwiska, nie jestem pewna, tak sobie skojarzyłam po obudzeniu. Moi dziadkowie mają tak na nazwisko, ale rud wygasł, nie było chłopca, nie ma też Julki. Zresztą stojąc tam czułam się jakbym kogoś odwiedzała ale to nie rodzina ani nikt bliski. Reszty napisu nie pamiętam. Obudziłam się. Cały czas mam przed oczami trzy rzeczy: obraz tego czarnego krzyża-trumny, cienmozielonej trumienki na ławce i wyrzłobiony napis JULCIA.
Czuję spokój ale pojęcia nie mam co ten sen może znaczyć. Może wam się z czymś albo z kimś kojarzy?????
Pozdrawiam, dzięki za troskę i jeszcze raz sorki że się nie odzywałam.
Buziaki buleczka
Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008) http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl
|