To co piszę to "trzeźwa" ocena sytuacji.
Dziewczyna jest młoda, dopiero skończyła 18 lat. Ma kuratorkę, która ją odwiedzała. Kuratorem jej jest również ojciec dziecka. Razem mieszkają od trzech lat bez ślubu, cały czas tutaj. Więc wiedziała jaki jest facet. Jak to się mówi "widziały gały co brały, reklamacji nie przyjmujemy". Idąc z nim do łóżka wiedziała czym to grozi nawet jeśli się zabezpieczali (nie wiem, nie wnikałam). Rozmawiałam z nią parę razy jak była w ciąży i gdy mała Wiktoria przyszła już na świat. Pytała mnie o wiele rzeczy, nawet na wyrost. Dużo przytulała małą i bawiła. Było też czasem tak że jak przyjechałam to Mała spała w łóżeczku, albo leżała sama a ona siedziała przed domem z krzyżówków, kawą i fajką. Ale to też nic złego - dziecko musi pobyć samo aby nie było rozpieszczone. Wieczorem bywało tak że ona siedziała w fotelu i gapiła się w tv a babcia siedziała w drugim i usypiała Małą bujając wózek - nie wiem czy to nadgorliwość babci czy niechęć mamy bo nie pytałam. Wiem że jak bym mnie ktoś ciągle strofował to też bym nabrała niechęci i odusneła się na bok. Moja bratowa jej nie znosi, nie rozmawia z nią, okazuje wrogość i niechęć, zarówno wcześniej, potem jak była w ciąży i teraz po porodzie, czepiając się wszystkiego. Np. bo nie kąpie - ja też nie kąpałam przez m-c robiła to pielęgniarka (byłam w szpitalu) w domku sama nie bo się bałam, robiłam to z mężem. Więc gdzie tu błąd matki? I setki tego typu rzeczy. Czując wrogość i brak pomocy było jej ciężko psychicznie choć lekko fizycznie. Ale może to zaważyło. Podobno chciała zabrać Małą ale teściowa powiedziała że jej dziecka nie da bo jej nie ufa, i ona nie ma gdzie mieszkać (ma -może u cioci lub kuzyna - z dzieckiem) i wogóle. Więc może poprostu dziewczyna nie potrafiła jej przegadać, brakowało argumentów i odpuściła.
Dziecko ma mnóstwo miłości - ojciec, babcia, teraz moja bratowa i brat. Bratowa jest w siódmym niebie że się jej ("szmaty" jak ją okresla od zawsze) pozbyła. Teraz bratowa pomaga w kąpieli, usypianiu itp.
Pytałaś Ewelinko czy my moglibyśmy. Może i tak, ale ja chyba bym nie chciała. Ojciec kocha dziecko, matka też je kocha, tylko się pogubiła, tak mi się wydaje. Kiedyś się opamięta i co wtedy. Drugi raz mam wziąść dziecko ze świadomością że przyjdzie czas aby je oddać? Nie wiem czy mam aż tyle nerwów i sił, ja to może jeszcze (straciłam jedno dziecko) ale nie wiem czy mój mąż by to przeżył - on już dwoje stracił. To chyba nie na jego nerwy. Rodzina zastępcza to nie to samo o adopcja. Poza tym mój brat i bratowa mogą się wyprowadzić "na swoje" i wtedy oni będą mogli - tyle że wtedy Matka nigdy nie zobaczy dziecka, a dziecko nie będzie miało o niej najlepszego zdania.
Dzięki za komentarz buleczka
Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008) http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl
|