Mój Bruncio ma już skończone cztery lata. Chodzi do przedszkola, do tego samego do którego chodziła moja córka. Akurat kiedy ona skończyła, Bruno poszedł do maluchów. I jest z nim Pani Halinka, ta sama, którą Ania tak bardzo lubiła.
Jest pięknie, choć mały urwis trochę daje się we znaki. Piękny upojny wiosenny poranek. Wychodzimy we czwórkę z domu. Ania biegnie z ciężkim tornistrem do szkoły. Całus na pożegnanie i dalej idziemy już sami: z jednej strony Bruno, z drugiej wózek z Marysią.
Nasze przedszkole mieści się kawałek drogi od szkoły Ani, ale to bardzo dobre przedszkole, dlatego się na nie zdecydowaliśmy. Po dwudziestu minutach jesteśmy na miejscu. Bruno, trochę marudny nie może się zdecydować na rozstanie z nami. Przybiega jednak Jasio, najlepszy kolega Bruncia - i dalej już idą sami. Kiedy z daleka słyszę głośne "DZieeeńdooobryyy" - wiem, że dotarł do sali i jest w dobrych rękach pani Halinki.
Zostajemy z Marysią. Marysia trochę pojękuje, bo nie bardzo może usiedzieć w wózku. Wychodzimy z przedszkola i uwalniamy wreszcie Marysię z pasków. Juz nigdzie się nie śpieszymy. Mamy dwie godzinki na spacerek. W parku kwitną drzewa i pachnie wiosną. Po drodze do parku spotykamy Zosię - koleżankę Marysi, niedawno poznaną w piaskownicy i jej Mamę. Jest pięknie, tak pięknie!
|