Witajcie, nie wiem, czy to te święta - "czas ogólnej wesołości", czy ta okropna pogoda za oknem, ale jakoś zupełnie się rozkleiłam i nie wiem, jak się pozbierać?.. Mój Nikuś zmarł 26.10.2006, pochowaliśmy go dwa dni póżniej 28.10, a 6go listopada byłam już z powrotem w pracy. Wszyscy dookoła mówili mi, że to świetny pomysł, że się czymś zajmę, że nie będę myśleć, że czas leczy rany itd... Ja jednak mam wrażenie, że z czasem jest coraz gorzej, zamiast lepiej... Wróciłam też na studia, jestem już na 5tym roku i powinnam pisać swoją pracę, ale nie mam do tego zupełnie głowy. Wprawdzie wstaję co rano,ale jadę do pracy i płaczę, w pracy siedzę i gapię się w monitor komputera, albo w okno i ciągle chce mi się płakać, przy tym, na niczym dłużej nie potrafię się skoncentrować, wszystko i wszyscy mnie denerwują. Jestem zła, zrozpaczona i sama już nie wiem co jeszcze...Czuję się, jakbym oszalała! Jakby coś w środku ściskało mnie i rozrywało na strzępy jednocześnie. Tak sobie myślę, że nic gorszego nie mogło mnie spotkać i ciągle się zastanawiam DLACZEGO?! Strata dziecka, to już takie zupełne dno tej czarnej dziury, w której się znalazłam..Jednak kiedy tak czytam Wasze wypowiedzi, widzę że niektóre z Was straciły więcej niż jedno dziecko (nie potrafię sobie tego nawet wyobrazić), były krzywdzone w dzieciństwie... Macie zyjące dzieci, którymi musicie się na codzień opiekować... Jak Wy to robicie, skąd bierzecie siły? Jak sobie z tym radzicie?! Wczoraj mój Niki skończyłby 4 m-ce, byłby taki kochany... Jak mam bez niego żyć?.. [***]
|