Dziewczyny, pomóżcie. Minęło 43 dni od śmierci mojej Majeczki. Każdy dzień potęguje w bólu i rozrywa mi serce. 2 dzień z kolei jestem strasznie załamana. Mam potfornego doła, nic nie robię w domu (tylko to co koniecznie muszę). Płaczę cały czas. Mam przed oczami moją Maję, poród , 9 dni kiedy ją widziałam i ogromną pretensję do siebie. Myślałam, że czas leczy rany, powoli ale leczy, ale nie w moim przypadku. Jestem coraz bardziej załamana. Nie chce mi sie żyć. Czuje, że jestem jej tam potrzebna. Czuje jak bym straciła wszystko. Wiem, ze okrutne to co piszę ale tak jest. Mam moment, że pocieszam różne mamy Aniołków na forum ale za chwile wszystko się sypie. Nie radzę sobie ze sobą.Nie radzę sobie bez niej. Kiedy widze jej ubranko to wylewam wiadro łez z bólu. Tak się cieszyłam, że będę miała córeczke, sukienki, warkoczyki i cudowne imię Maja. Moi 2 chłopcy też na to czekali, a mój mąż to z radości mało nie pękł. Kupował już jej sukienki, spineczki. Tak bardzo wszyscy na nia czekali. Czy za bardzo jej pragnęłam?? Co takiego w życiu źle zrobiłam, że tak mnie los skarał. Jest taka pogoda, robi się zimno, deszczowo i cieszyłam się na tą myśl, ze taka maleńka istotka rozweseli te pochmurne dni. Wraz z nią odeszło wszystko. Miałam to na wyciągnięcie ręki, ale nie dosięgnęłam tego. Boli bardzo mocno i jest coraz gorzej. Załamana Sylwia- mama cudownego Aniołka Mai (*) http://www.republikadzieci.org/problemyiniepokoje/strata/pamiec392.htm
|