Gosiu, ja też do forum podchodziłam sceptycznie, choć to chyba za lekkie określenie w moim przypadku. Ja poprostu nie chciałam tu zajrzeć, bo niby po co, kto mógłby lepiej ode mnie wiedzieć co czuję a do tego nikt przecież nie przeżył tego co ja. To mój mąż znalazł forum. I tak szczerze mówiąc to najpierw robił podchody co bym usiadła i cos przeczytała, że nie jestem jedyna, a ponieważ to nie skutkowało, bo ja uparty muł jestem, to mi kazał a właściwie to mnie zmusił, bo zaczoł czytać na głos. A potem i ja zaczełam. Teraz to ja tu siedzę a on wcale nie zagląda. Pomogło więc siedzę tu dalej bo mam dług wdzięczności. A długi się spłaca.
Gosiu każdy się chwieje, każdy czasem cofa. Nauczysz się nad tym panować. Nawet mój synek, który świetnie chodzi i biega choć nie ma roku, jak ma dość to robi krok w tył i sida na dupce na środku chodnika i siedzi :)) A potem wstaje i z nerwami, bo mama nie bierze na rączki, idzie dalej do domku. I u nas jest podobnie. Każda nauka wiąże się z zachwianiami i spadkiem formy, to normalne. Każdy czuł się kiedyś jak życiowy nieudacznik. Ja tak samo. I to naprawdę na maksa. Mówili mi w ciąży, ci lekarze, którym mi wygodnie było wierzyć, że Tomuś ma małą wadę zgryzu i małą żuchwę, po mamusi i nie ma powodu do stresu. Pomyśl sobie jak ja się czułam winna jak zobaczyłam Bułcie następnego dnia po porodzie, bo przy porodzie to on mi się wydawał piękny i idealny jak mały Anioł, tak właśnie o nim pomyślałam jak go zobaczyłam. A dzień później... brak dolnej żuchwy, jedna strony twarzy mniejsza od drugiej i cała reszta dodatkowych wad wrodzonych i w głowie chuczało po mamusi. Wtedy to miałam zajebiste wyrzuty sumienia i moja samoocena w porywach sięgała zera, aż do czasu konsultacji w Warszawie (m-c później), gdzie wyjaśniono mi, że mamusia to tu absolutnie nie ma nic do rzeczy i to napewno nie mamusi wina, ale najprawdopodobniej czegoś co mamusia połapała a o czym nie wiedziała. Nic nie jest takie jakie się wydaje z początku. I naprawdę każdy czasem uważa siebie za nieudacznika. Spójrz na to tak - masz teraz mnóstwo czasu na myślenie, wspominanie, ułożenie sobie wszystkiego na właściwym miejscu, masz czas na porządki, i te w życiu i te w myślach. Więc jest jakiś pozytyw.
Nadal umiesz zagadać do dzieci i jeśli cię lubiły to nadal będę cię lubić, dzieci lgną do duszy i serca a nie do twarzy, ale widzą ból w twoich oczch jeśli go masz. Teraz Gosiu to strach przed tym jak może cię zaboleć widok i spotkanie przysłania ci świat. Gosiu z tym jest jak z jazdą na rowerze - tego się nie zapomina.
Wiesz, ja leżałam w szpitalu z Tomcie po porodzie, 3 tyg. I tam poznałam wiele fajnych matek, z którymi utrzymuję kontakt. Karina miała akurat synka o m-c starszego od mojego ale wcześniak więc nie bardzo było widać. Utrzymujemy kontakt do dziś. Fakt, jak spytała po roku czy może do mnie wpaść z małym (dała mi czas na spadek emocji) ogarnoł mnie strach ale się zgodziłam i wcale nie było tak jak sądziłam bo to nie było moje dziecko, to nie był mój syn tylko jej. Nie warto się bać. Jak uwielbiasz dzieci to je przytulaj, serce ci nie pęknie a one nie pogryzą. Co zrobić jak się spotkacie? Poprostu podejdź i porozmawiaj jak gdyby nigdy nic, oni też nie wiedzą jak zacząć, dają czas abyś sama wyciągneła rękę gdy uznasz to za stosowne.
Pozdrawiam i życzę miłego oglądania buleczka
Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008) http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl
|