Witaj Zbyszku! Nie jesteś sam, mój mąż przeżywa naszą tragedię równie mocno jak ja, jak ty... nie wstydzi się łez. Tylko internet zawsze był dla niego obcym światem. Zresztą ja też w domu nie mam czasu tu pozaglądać. W pracy mam trochę luzu i szefowie traktują mnie łagodniej, dlatego trafiłam tutaj, szukając pocieszenia. Wszyscy wiemy jak sprawdzili się tzw. przyjaciele. Najgorsze , że mój mąż ciągle obwinia się i nie potrafię go przekonać ,że był dla Krzysia wspaniałym, ukochanym tatusiem. Że rolą rodziców jest wychowywanie a to wiąże się z wymaganiami, często marudzeniem by wymusić pewne zachowania i nie może sobie z tego powodu robić wyrzutów. Krzysiu wiedział przecież na pewno, że tatuś zrobiłby dla niego wszystko. Zresztą robił. A że marudził zmuszając do napisania pracy dyplomowej- odkładanej z semestru na semestr - to była jedyna metoda by nie zmarnował 5 lat studiów. I był szczęśliwy kiedy dostał dyplom. Ale teraz niestety przypominają mu się wszystkie te momenty w których miał coś synkowi do zarzucenia. Tak to już jest w życiu - spieszmy się kochać i mówmy o tym często naszym bliskim. Bo potem jest jeszcze trudniej pogodzić się z losem. Mój młodszy synek tez pogniewał się na brata w czasie naszej wizyty u niego w Warszawie. Kiedy po wypadku uświadomił sobie jak wyglądało ich ostatnie w życiu spotkanie...Na szczęście sam znalazł sposób. Napisał list do braciszka, którego przecież kochał i podziwiał zawsze i poprosił by dać go Krzysiowi ( kiedy mąż jechał na miejsce wypadku zabrać ....). To go jakoś uspokoiło. Kilka dni temu mały obchodził swoje 14 urodziny - uświadomiłam sobie, że 14 urodziny Krzysiu obchodził jako pierwsze z braciszkiem, Wojtek swoje jako pierwsze bez brata. Dzieliło ich 13 i pół roku. Ale się rozpisałam. Pozdrawiam najserdeczniej. Tak chciałabym pomóc mojemu mężowi, ale na razie nie potrafię. Szkoda, że nie mieszkamy gdzieś bliżej. http://krzysztofwerner.pamietajmy.com.pl/
|