12.03.2007, godzina 0.30... Równo rok temu.. Dobiega końca 39 - godzinne umieranie mojej Tamarki i rozpoczyna się olbrzymia pustka, jaką po sobie zostawiła.. Dziękuję za Wasze wsparcie, obecność i tolerancję wobec mojej decyzji i postawy - tak bardzo kontrowersyjnej i potępianej.. Nie żałuję swojej decyzji. Dzięki Wam udało mi się przetrwać najgorsze momenty mojej żałoby i pogłębiającej się depresji, która sięgnęła swojego apogeum w listopadzie, by minąć w styczniu tego roku. Przeżyłam już wszystkie etapy żałoby: najgorsze momenty nadeszły w sierpniu, kiedy dała o sobie w ogóle znać poraz pierwszy. Na początku pisałam na forum Poronienie , ale potem przeniosłam się tutaj - na Forum Dlaczego - Strata Dziecka i forum zamknięte - Terminacja Ciąży. Tu właśnie otrzymałam ogromne wsparcie i siłę, bo zrozumiałam, że nie jestem jedyną kobietą na świecie, której dziecko miało wady letalne. Po mnie na forum Terminacja ciąży przybyło już chyba osiem (Velka, Onka..), jutro towarzyszę duchowo w pogrzebie synka Onki... Nie chcę nawet myśleć, ile kobiet nie dotarło do naszych forów z braku informacji, komputera, czy Internetu.. I ile cierpi w samotności, gryząc się z bólu i rozpaczy.. Przez wiele tygodni i miesięcy przeżywałam typowe dylematy matki, która poddała się terminacji ciąży. Przemieliłam przez swoje serce i duszę wszystkie myśli, pytania, rozważania i rozterki i jestem dzisiaj jedną z nielicznych kobiet, która nie żałuje swojej decyzji. Dzisiaj nie mam najmniejszych wątpliwości co do słuszności mojej decyzji. Kontynuowanie ciąży z dzieckiem bez głowy nie ma dziś dla mnie żadnego uzasadnienia etycznego, moralnego, fizjologicznego i religijnego. Takie przekonanie towarzyszy mi już od dłuższego czasu i zakorzeniło się po wielu rozmowach ze specjalistami i ludźmi wielkej mądrości życiowej, nie głoszących żadnych ekstremalnych poglądów czy ideologii. Moje dziecko nie ruszało się, nie kopało, nie machało rączkami, bo nic nie czuło. Było pozbawione czaszki i mózgu, a więc centralnego układu nerwowego. Dziś nie zastanawiam się już dlaczego i skąd wzięła się taka wada rozwojowa, bo nikt mi nie odpowiedział nigdy na to pytanie. Nikt nie wie. Nie będę zatem zgłębiać tematu, o którym sama niewiele wiem, jeśli specjaliści w tej dziedzinie rozkładają ręce. Widocznie tak miało być. Nie mam też i nigdy nie miałam pretensji do Boga. Wychodzę z założenia, że nawet jeśli to On tak chciał, to buntowanie się przeciw Niemu nie ma sensu, bo i tak to On zdecyduje jakie będzie moje dalsze życie. Przyjęłam swój los z pokorą i staram się nikogo nie oskarżać. Co mi zostało po stracie Tamary? Czuję się starsza o wiele lat, ale i bardziej otwarta, wrażliwa na cudzą krzywdę i tolerancyjna. Nie przejdę nigdy obojętnie obok kobiety, która poroniła (bez względu na wiek ciąży), bo są matki, dla których ta tragedia trwa do końca życia, a temat poronienia jest bagatelizowany i niesłusznie pomniejszany.. Pozostała pustka. Tamara zaczęłaby już dziewiąty miesiąc.. Nigdy nikt mi jej nie zastąpi. Wciąż jestem matką dwojga dzieci.. Pozostał koszmar szpitalny. Opisałam swój pobyt w Szpitalu Bielańskim w Warszawie w kilku postach, więc nie będę się powtarzać. Pozostałam całkowicie obdarta z marzeń i nadziei. Nie myślę juz nawet o tym, co będzie za tydzień, pojutrze.. Żyję od dawna z dnia na dzień, bez nadziei na lepsze jutro i nie mam już żadnych marzeń. I tak wszystko potoczy się poza moimi plecami, poza moją wiedzą i świadomością... Niech tak juz zostanie.. Tak, jak odejście Tamarki.. Odzyskałam równowagę psychiczną i spokój ducha i dziękuję Ci, Jacusiu i Wam wszystkim jeszcze raz.. (Skopiowałam część tekstu z forum Poronienie, aby nie przepisywać tego samego. Chciałam wszystkim podziękować). Beata - mama Sary (20.12.2001),Tamary (+20tc -12.03.2006) i Grety (04.06.08)
|