Aniu zgadzam sie z Toba w 100%,ale ja wiem co to odpowiedzialnosc za drugiego slabszego czlowieka!!!Aniu ja na tym etapie nie dalabym rady.Najlepiej uczysz sie "takiego dziecka"od wczesnego dziecinstwa,ja uczylam sie obcowania z Jarusiem kiedy skonczyl 2,5 miesiaca.Pierszy tydzien byl koszmarny,bo nie wiedzialam jak mu pomoc,wiec plakal Jarek ,plakalam ja! Myslalam,ze nie dam rady,ze jestem do niczego,chcialam umrzec....,ale gdy Jarek po 10 dniach znalazl sie w szpitalu(awitaminoza,witaminy podawane w/g zalecen)wzielam sie w garsc,oprzytomialam moje zycie bylo jedna walka,ale warto bylo!!!Wtedy juz go kochalam miloscia bezgraniczna i uczylam sie zycia z chorym dzieckiem,czytalam co popadnie,maz cwiczyl metoda Vojty,wszystko dawalo jakies minimalne efekty,ale dawalo.Jarus nigdy nie pokazal paluszkiem co go boli,wiec trzeba bylo dzialac instynktownie,domyslac sie i bacznie obserwowac! Najgorsze byly czeste reanimacje (spowodowane paralizem oddechu)ale i tego sie nauczylam....sama.Jarus nie umial ssac wiec szybko byl nauczony lyzeczka,czesto wymiotowal,byl szczuplutki ,wiec zalatwilam spis lekow i czytalam jedno po drugim,az doszlam do coordinaxu i sama zaproponowalam,czy moge mu podawac.Jarus zaczal przybierac na wadze i to byl juz duzy sukces!Pozniej juz prawie bezblednie potrafilam Jarkowi pomagac,dziwiono sie z kad ja to wiem...Modlilam sie ...Boze pomoz i te pomoc otrzymywalam.Pewnie przynudzam,ale wspomienia sa przepiekne i teraz tylko to mi pozostalo. Krystyna
|