Dziękuję Wam wszystkim za dobre słowa, możliwość wyrzucenia z siebie tego smutku i porady, które pomogły nam ogarnąć tą straszną sytuację. Długo siedziałem przed komputerem ze łzami w oczach przeglądając tematy tego forum... Długo rozmawialiśmy i zdecydowaliśmy, że sami pochowamy Julianka. Nie ma w sprzedaży tak malutkich trumienek i właśnie dzięki uczestnikom tego forum znaleźliśmy rozwiązanie - skrzyneczka w sklepie z pamiątkami. Kupiliśmy białe kwiatki, chustkę do zawinięcia Okruszka. Wczoraj pojechałem do zakładu pogrzebowego zamówić krzyż. Właściciel na rachunku umieścił też trumnę i transport (niezbędne dla ZUSu), za które nawet nie musieliśmy płacić. Z księdzem też się udało. Co prawda nie chciał odprawić mszy w kościele ale nam to nawet na rękę. Chcieliśmy przebyć tą drogę w ciszy i bez zbędnych ceremonii. Byliśmy też w Białymstoku w szpitalu po dokumenty (widziałem dziewczynę-"sąsiadkę" żony z sali, która walczy o swoje Dzieciątko. Nie wiedziałem co jej powiedzieć i się wcale nie odezwałem ale trzymam za nią kciuki - musi się jej udać). W USC poszło szybko (dzięki wam wiedziałem, że trzeba wziąć akt małżeństwa i nie musiałem 2 razy jeździć do Białegostoku) Pani w USC powiedziała, że jestem czwartą osobą tego dnia przychodzącą w takiej sprawie - koszmar. Dziś rano pojechałem na cmentarz, wykopałem grób w alejce Maleństw, wstawiłem krzyż i pojechaliśmy z Asią do BIałegostoku po Julianka. Odebraliśmy i w ciszy jechaliśmy 80 km z Białegostoku pod plebanię. O 13.00 zajechaliśmy po księdza i z nim pojechaliśmy na cmentarz. To była NAJTRUDNIEJSZA i zarazem najbardziej OCZYSZCZAJĄCA chwila. Strasznie trudno było się rozstać z Synkiem. Ksiądz poszedł, a my zostaliśmy jeszcze przy naszym Chłopczyku. We łzach wracaliśmy do samochodu niosąc nasz żal i szpadel gdy nagle usłyszeliśmy straszne piszczenie - malutki kotek błąkał się po cmentarzu. Pewnie to głupie, ale doszliśmy do wniosku, że musi być jakaś równowaga w przyrodzie i zabraliśmy go ze sobą, zawieźliśmy do weterynarza i teraz jest z nami. Ważne dla nas było, aby przejść przez to tylko we dwoje, ale cały czas czuliśmy bliskość rodziny, przyjaciół, Was i naszego starszego synka Mieszka (3 latka) który jest dla nas najlepszym lekarstwem. Dziękuję Cząstka nas umarła na zawsze ale my będziemy żyć dalej. Nieudolnie i we łzach, ale będziemy. Dziękuję żonie że dała mi Julianka. Smutne to ojcostwo, bo tak krótkie, ale szczęśliwy jestem, że był z nami. Słuchał z nami muzyki, bawił się na koncercie i kopał w brzuszek. Nigdy nie zapomnę bicia jego serduszka na USG, jego ruchów na ekranie monitora i jego apetytu na słodycze. Tydzień temu w sobotę ekscytowaliśmy się, że we wtorek na USG poznamy płeć naszego Dzieciątka, a dziś ją znamy, choć nie kupimy Mu już samochodzika, Asia nie nakarmi go i jest jeszcze wiele nigdy...
|