To i ja napiszę o swoich przeżyciach... Miałam cc., niestety wykonano
ją za późno... Może dlatego nie wspominam jej zbyt dobrze! Właściwie to wspominam ją jak
największy koszmar w swoim życiu. Niektóre kobiety samo znieczulenie zewnątrzoponowe
wspominają źle, tu akurat Cię uspokoję, nie jest to takie straszne. Ja tak naprawdę nic nie
czułam poza ukłuciem, ale to normalne, przecież jak dają normalny zastrzyk to też się to
czuje. Prawda jest taka, że bałam się cesarki. Fakt, niektórzy traktują ją jako zwykły
zabieg - ja myślę, że zabieg by tak nie bolał. Wydaje mi się, że trafiłam na jakiś partaczy,
nie na ludzi, nie na lekarzy, którzy kiedyś składali przysięge Hipokratesa. Oni po prostu
byli nastawieni na kasę. W każdym razie już po samym cięciu zawieziono mnie (na całe
szczęście) na sale wzmożonego nadzoru na patologię ciąży. Leżałam sama, nikt nie
przychodził, jak się okazało później - odgórny nakaz. Straciłam strasznie dużo krwi, moja
mama zaglądnęła z ciekawości pod kołdrę (już po fakcie jak traciłam przytomność i zostałam
podłączona oprócz jakiejś kroplówy pod tlen). To był horror, prawie się przeżegnała. Leżałam
w kałuży krwi, w wielkiej kałuży krwi. Lekarz stwierdził, że to normalne, w końcu była
cesarka. Dopiero jak narobiła rabanu to zaczęli do mnie przychodzić i sprawdzać co się
dzieje. Na drugi dzień nie mogłam wstać z łóżka, mdlałam, pewnie przez tą utratę krwi, ale
chciałam być twarda i w końcu wstałam. Bolało... Ale bardziej bolało serce więc ból fizyczny
nie miał znaczenia! W końcu wyszłam do domu, a tam utrata przytomności kilka razy. Przez pół
roku dochodziłam do siebie. Ściągnięcie szwu też nie należało do najmilszych! Lekarz sobie
zażartował, że będzie bolało, no i tak było. Nie należę do panikar - może tak było przez to,
że chodziłam z tym za długo, bo w dzień kiedy mieli mi go ściągnąć był pogrzeb Zuzi...
Jedyne z tego wszystkiego co nie zostało spartaczone to szew, wygląda całkiem nieźle (jeśli
tak to można ująć). Piszę to nie po to żeby Cię przestraszyć! Piszę, żebyś wiedziała na
co powinnaś się przygotować. Ja miałam wiele komplikacji po cc., miałam takie skrzepy, że
się nie da opisać, aż sama spakowałam się do szpitala, chociaż powiedziałam wcześniej, że
nigdy tam nie wrócę. To wszystko zależy od organizmu kobiety, od tego na kogo się tafi, ja
miałam to nieszczęście trafić na tych ludzi. Obecny lekarz powiedział mi, żebym w kolejnej
ciąży brała pod uwagę cc. ze względu na to, że dzidzia przy naturalnym porodzie się męczy i
chodzi o to, żeby była w dobrym stanie. Przy naturalnym mogą być komplikacje, a tego nie
chcemy. Ja - choć jest to dla mnie traumatyczne przeżycie - decyduje się na cc., bo może jak
się umówię na konkretny dzień to łatwiej mi będzie to znieść. A jesteśmy w stanie dużo
znieść, ból fizyczny nie ma znaczenia, byle by było wszystko ok i żebyśmy mogły tulić na
ziemi nasze dzieci! Życzę Wam wszystkiego Naj i żebyś podjęła słuszną
decyzję! Pozdrawiam! Ola mama Zuzi Aniołka
|