Witam wszystkich! Czytając posty postanowiłam podzielić się z wami moją historią. W zeszłym roku 6 października straciłam synka - Konrada. Miał 26 tygodni - był malutki, podłączony do aparatury walczył o życie 6 godzin. Po sekcji maluszka okazało się ,że Konradek był całkowicie zdrowy i tak naprawdę nie wiadomo co spowodowało wcześniejsze pękniecie pęcherza płodowego i poród.Od momentu jego śmierci życie straciło dla mnie znaczenie - wszystko się rozpadło. Przeżyliśmy z mężem prawdziwy kryzys. Po miesiącach pokonaliśmy żal do siebie bo żeby usprawiedliwić śmierć dziecka trzeba znaleźć winnego. Teraz jestem znowu w ciąży w 9 tygodniu - pokonałam strach, pracuje nadal choć przysięgałam sobie, że od 1-go dnia ciąży pójdę na L4. Dzięki pracy nie mam czasu na złe myśli które od czasu do czasu nawiedzają mnie. Musze być silna - mówią: mama, siostra, babcia, "tym razem musi sie udac ". I tak to właśnie przyjmuje - nie będzie alternatywy, po mimo tego co przeżyłam nie dopuszczam do siebie myśli że historia może się powtórzyć. Mój aniołek zawsze będzie w moim sercu, nigdy o nim nie zapomnę. Bede miała zawsze pretensje, że nie udało mi się patrzeć jak rośnie, że nie dane mi było go wychowywać, tulić , całować. Kiedy jego braciszek lub siostrzyczka podrośnie opowiem o nim - kolejne dziecko nigdy mi go nie zastąpi. Musi być dobrze - w przeciwnym wypadku ..., nie nie ma alternatywy.
Magda
|