hej! no niestety psychika jest bardzo ważna. My stracilismy naszego skarba 19 czerwca 2006 r. staranie nad drugim dzieckiem zaczeliśmy od września... i wierz mi, każdy miesiąc, rozczarowanie... Dostawałam furii, wpadałam w panikę, byłam przekonana, że pewnie uszkodzili mi macice w szpitalu, kiedy sztucznie wywolywali poród, jakimis badziewiami chemicznymi. Potem w styczniu dowiaduje się, że koleżanka z którą leżałam w szpitalu i której dziecko też zmarło, ale po porodzie w wrześniu, jest w kolejnej ciąży. Zaczęłam się zastanawiać, co jest do cholery ze mną nie tak, minęło więcej czasu niż u lili i nic. Potem kolejny dół dowiaduje się że moja kochana siostrunia jest w ciąży... Wiem że długo się starali, bo prawie od roku i w między czasie poroniła, ale nie potrafiłam się cieszyć i łapałam kolejne i kolejne doły. Przed świętami wielkanocnymi u mnie w firmie była reorganizacja firmy, wpadłam w wir pracy, potem przygotowania na rejs po Bałtyku. I wtedy nie myślałam o dziecku, tylko jak widzisz były inne ważne sprawy. Na rejsie powinnam dostać okres, a tu tylko kilka kropelek krwi, zaczęłam coś podejrzewąć, ale nie wierzyłam że się udało. Gdy wróciliśmy z rejsu z mężusiem zrobiliśmy test i wyszedł pozytywny. Od tamtego momentu przeszył nasz strach, a mój mąż na to, będziemy mieli małego pysia. Teraz jestem w 13 tygodniu ciąży, jak narazie wszystko w porządku, dzidzia rośnie jak na drożdach, ale za to moje samopoczucie nie jest za ciekawe.. Mam lekarstwo zająć się zupełnie czymś innym, wyluzować i jak widać każdemu przychodzi inaczej... Powodzonka Madzienka mamka małego pysia 13 tygodniowego i aniołka Antośka +19.06.2006 http://www.republikadzieci.org/problemyiniepokoje/strata/pamiec395.htm
|