Pewnie, że każdy ma swoje. Tak jak piszesz - jesli się udało, uda się znaleźć złoty środek, ale raczej z opcją - dramatu nie było. Nam się nie udało, co nie znaczy, że specjalnie głowa będzie mi teraz podpowiadała, żeby na Karową wyłącznie gromy walić. Mój lekarz jak usłyszal, że 4 dni rodziłam i cc nie zrobili, dostał prawie zawału! Nie wierzył, w to co opowiadałam. Ok, ja jestem baba konkret, od początku mówiłam mężowi, że poddam się ich decyzjom, że jak będzie trzeba rodzić dołem, ok - damy rade. Ale uważam, że tylko fakt, że byłam wyczynowym sportowcem spowodował, że małego urodziłam tak szybko, że położne wywaliły oczy. BO dawno tak szybkiego i sprawnego porodu nie miały. Podejrzewam, że każda inna dziewczyna na moim miejscu juz dawno by się poddała. Bo każda matka, której mówię o przebiegu porodu, która urodziła dwoje, ba - troje dzieci sn, wywala oczy i kwituje - jezu, ja bym nie dała rady.
Ale nie o to chodzi Chu... w to. Kiedy idzie o dobro dziecka staniesz na rzęsach i uszami zaklaskasz, by nie zawieść. Mi chodzi o sam szpital. Ja nie jechałam z nastawieniem, by się ze mną pieścić i certolic. MIałam gdzieś patrzenie w oczy i trzymanie za rękę. Ale żeby lekarz nie miał dwóch minut na rozmowę? Nie dwóch godzin, ale dwóch minut. Zeby nie zareagował na moje pytanie - skąd biorą się te spadki tętna, bradykardia i co robimy...? Absurd jakiś. Ale najbardziej rozwlaiło mnie chyba to co się działo na bloku porodowym. BO oczywiście żeby było mało, starciłam przytomność w czasie wdychania gazu. Taka jest ta moja przypadłość, choć do końca diagnozy mi nikt nie postawił. Zaczęłam się hiperwentylować i dupa, odjechałam. Ocucił mnie dopiero anestezjolog z okrzykiem " O matko, co pani jest, pani ma nierówne źrenice!!!". Na co ja mówię, że wstępnie zespół wazowaqalny, ale diagnozy ostatecznej nie postawiono, bo nie potrafili. WSzyscy przecież wiedzą jak to jest - jak lekarz rozkłada ręcę, nie umie zlaleźć przyczyny dolegliwości, to pacjent konfabuluje, a z wariatami - wiadomo - trzeba ostroznie. Na co położne z wrzaskiem na mnie, dlaczego ja o tym nie mowiłam. Tłumacze cierpliwie, wszystko było zbierane na wywiadzie, na izbie przyjec, mówiłam o tym. Na co jedna z połoznych pod nosem wydała się, że nie czytały mojej karty. SUper. DObrze, ze o wadzie kilka razy powiedziałam, dobrze, że chociaż o tym pamiętaly.
Cyrk. Dla mnie to był istny cyrk. Mi brakowało zwykłego, ludzkiego podejścia do pacjentek. TYlko tyle od nich oczekiwałam. Mam siostre pielęgniarkę, nasłuchałam się i widziałam na własne oczy jak postepuje z pacjentami personel, dlaczego to robią, jak potrafią dać czadu pacjenci. Ale wiem też, że są ludzie w tej społeczności normalni, kórzy swoją obecność w danym miejscu nie argumentują słowami"budżetówka, więc wygodnie". Są też ludzie w powołaniem, którzy na sekundę potrafią się zatrzymać. Szkoda, że ja tego na Karowej nie zauważyłam. Więc niestety, nieustająco, nie polecam tego szpitala. Hellena, mama Hani (22.05.2012), Aniołka Gabrysia (05.09.2013-06.09.2013)i Aniołka Mikołaja (20tc)
|