Kochana dziękuję Ci za zainteresowanie, wsparcie i słowa otuchy, naprawdę pomogły mi.
Wczoraj wróciłam ze szpitala. Serduszko mojego synka przestało bić w moim brzuszku i rodziłam go martwego... :((
Straszne przeżycie..., rodziłam naturalnie, 35 tydzień, ułożenie miednicowe, wywoływanie porodu trwało ok 35 godz, mój organizm nie chciał jeszcze rodzić..., wlali we mnie 2,5 l oksytocyny, ból okropny a rozwarcie małe, ciałko nie chciało wstawić się do kanału rodnego... w końcu udało się...
Synek "urodził się" 19.05. o 2.30. Dostałam go na ręce, mogliśmy się pożegnać (mąż był ze mną cały czas), dostaliśmy na pamiątkę ślad jego stópek...
Nie mam jeszcze wypisu ze szpitala, mąż w tej chwili biega z dokumentami, nie wiem jaka choroba dotknęła naszego Aniołka i co bezpośrednio wyciszyło jego serduszko. Mam nadzieję, że uda się to ustalić... zgodziliśmy się na sekcję...
Pociesza mnie tylko myśl, że synek sam wybrał sobie dzień i odszedł w najłagodniejszy sposób, na pewno pod moim sercem nie cierpiał...
Kochamy Cię nasz Aniołku (*)
|