KOjarze POdciachowskiego...z wąsikiem w okularkach.. ;-) Współtowarzyszył prof. Wilczyńskiemu przy "wydobywaniu" mojej pociechu z brzusia...;-) no i szył powłoki brzuszne ( bo w środku szył Wilczyński) to "prawa ręka" Wilczyńskiego... Zresztą, jak przyjmowali mnie na oddział, to baaardzo fajnie rozmawiał z rodzącą kobietą... ciepło... miło... Skojarzenia mam z nim jak najbardziej DOBRE!;-) USG miałam troszeczkę częściej jak TY... minimum 1 raz w miesiącu-może dlatego, że ja jestem mamą po starcie pierwszej ciąży, a może dlatego, że ja do Łodzi miałam ponad 220 km, więc pewnie woleli sprawdzić wszystko "za jedną drogą"...( końcowe USG miałam robione w 35, 36 i 38 tyg. ciąży) Jak już trafisz na oddział, to potem tak to szybko "biegnie", że się nie obejrzysz a maluszek będzie już z Wami... ja miałam wrażenie jakby to wszytsko się działo obok mnie.... cżłowiek jest taki... hmmm.... ogłupiały....ma się wrażenie jakby się oglądało film....i chyba tak do końca nie dociera do kobiety to , że maluszka nie ma już w brzuszku-ja 2 czy 3 dni po CC miałam wrażenie , że czuję ruchy...;-) POzdrawiaM i buziaki zostawiam ;-* mama fasolki
|