Kochane dzielne Mamy. Tak to własnie wygląda po stracie - jak niekonczacy sie odpływ i przypływ... smutku, rozpaczy, zalu, pretensji, wścieklosci, bezradnosći i pogodzenia. I zawsze, kiedy sie wydaej, ze juz sie trochę uporało, ze juz sie troche przepracowalo, że ma się nad tym jakąś kontrolę - to przychodzi kolejne uderzenie, które wszystko rozklada na łopatki... i praca od nowa. Ale z każdym razem jest odrobine łatwiej przywrócić się do pionu. A po kilku latach wszystko się odrobinę uspokaja.
Wiem jak to jest Atusiu, jak walczysz ze wszystkim, jestes silna ponad miarę, ale w pewnym momencie tych rzeczy jest juz tyle, ze cos peka, przychodzi dół, płacz, poczucie bezsilności. I co najdziwniejsze - takie chwilowe potknięcie dodaje sił do dalszej walki.
Pozdrawiam serdecznie. Duzo sił dla Marcelka. [*] dla Jarka
|