Niestety do operacji nie doszło. W sobotę w nocy zaczęły się duszności, Mati miał słaby płytki oddech. Na izbie przyjęć w Kraśniku podali mu dexawen i kazali jechać do CZD. Tam nie mogli uwierzyć, że wypuścili go w takim stanie. A ja mimo to cieszyłam się, że dotarliśmy do Warszawy. Oczywiście do operacji nie doszło, położyli nas na pediatrii. Pierwsze dni były słabe, badali go co 2 h. Ale właściwie od piątku jest super, saturacja 98, kaszel ustąpił. Mati znów dostał zakrztusowego zapalenia płuc. Wszytsko od refluksu i przepukliny. Wszyscy lekarze (padało go klikunastu) stwierdzili, że nie ma żadnej infekcji. Mieliśmy też konsultacje laryngologa, ktory też potwierdził, że Mati jest w 100% zdrowy jesli chodzi o jakiekolwiek infekcje. Problem to bardzo wysoko umiejscowiony refluks z przepukliną. Obchodzą się z nami jak z jajkiem, żeby tylko nic mu się nie stało, chociaż prawda jest taka, że nikt z nas nie może zapobiec kolejnemu zapaleniu płuca, ponieważ Mati może zakrztusić się w każdej sekundzie. Najpierw wyznaczyli nam termin na 14 czyli na jutro, ale chirurdzy mają problem, bo nie wiedzą jaką metodą mają wykonać operację, to trudna decyzja, ze względu na poprzednie cięcie od mostka do pępka. Zapisani jesteśmy na 15 i błagam Was trzymajcie kciuki, żeby udało nam się do wtorku dotrwać. Do czwartku myślałam, że oszaleję. Jeszcze nigdy nie czułam takiej złości na wszystko i na wszystkich. Czasem tak bardzo brak mi sił. Przestałam ufać lekarzom, chociaż wiem, że to nie racjonalne. Nie powinnam, ale wciąż mam w głowie pytanie DLACZEGO??? Monika - mama Macia - Żółwiczka 22.02.2007r.
|