Pisałam o naszym Maciu kilka razy na tym forum. Jest po WPP, miał przy tym niedokonany zwrot jelit. Operacja się udała, wróciliśmy do domu ale komplikacje nie ustąpiły. Od 1,5 roku jesteśmy pod opieką lekarzy z CZD w Warszawie. Największym problemem są zaparcia, wymioty i ulewanie. W sierpniu na oddziale gastrologii w CZD zrobiono mu powtórkę badań, na pasażu wyszło, że ma przepuklinę rozworu przełykowego, wysoki refluks i znów niedokonany zwrot jelit. Dostaliśmy leczenie zachowawcze przeciwko zaparciom. Jeszcze wcześniej w maju postawiono podejrzenie choroby chirstrunga. Manometria wyszła dobrze, dlatego zaprzestano dalszej diagnostyki, czyli biopsji, żeby Matuś jeszcze podrósł, bo rozwija się na prawdę dobrze. OD sierpnia po kilku tygodniach nastąpiła poprawa, po czym od ok. grudnia znów nasiliły się zaparcia. W piątek mieliśmy kontrolę u chirurga i gastrologa. Chirurg powiedział nam, że konieczna jest operacja przepukliny rozworu, ale przed tym należy wykonać biopsję, aby wykluczyć chirstrunga. Z taką diagnozą zdziwiła się nasza gastrolog, która uważa że to zbyt agresywna interwencja u naszego synka, bo rozwija się dobrze, nic po nim nie widać i mimo wszystko radzi sobie z zaparciami. Ale ponieważ chirurg wystawił taka diagnozę musi dać nam skierowanie do szpitala na kolejne badania: gastroskopia, biopsja, wlew doodbytniczy i badanie którego nazwy nie pamiętam, ale na zbadanie poziomu refluksu - wkłada się sondę przez nos na 24h a aparat zapisuje wszystko. Ja już nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Doktor powiedziała mi, ze normalnie nie wykonywali by takich badań, ale ponieważ Mati jest z taką a nie inna historia choroby trzeba to wszystko wykluczyć. Czy Wasze dzieci też miały takie komplikacje? Z jednej strony cieszę się, że wykonają mu komplet badań prawie za jednym razem, że może wreszcie będziemy wiedzieli o co chodzi. Ale z drugiej strony boję się, że to rzeczywiście jest zbyt drastyczna interwencja. Czuję się jak jakaś obłąkana, bo wszyscy w koło powtarzają mi, że przecież nasz Żółwik jest taki radosny, dobrze wygląda, dobrze się rozwija, więc to nie możliwe żeby mu cokolwiek było. Ale ja wciąż mam przed oczami chwile, gdy Matuś się urodził, kiedy zgłaszałam milion razy, że źle oddycha, a nikt mnie nie chciał słuchać. Potem po operacji, gdy miał drgawki, powiedzieli mi, że sobie wymyślam. Ale tamto działo się w Lublinie, teraz jesteśmy w dobrych rękach. A mimo to boję się, sama nie wiem czego. Przepraszam za to moje narzekanie, ale chyba przerosło mnie to wszystko. Monika - mama Macia - Żółwiczka 22.02.2007r.
|