dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> CHORE DZIECKO
Nie jesteś zalogowany!       

"Inkubatory nadziei" artykuł z PolitykiHits: 1366
ewamonika1  
27-12-2005 20:47
[     ]
     
INKUBATORY NADZIEI - część I

Kiedy się urodzi, będzie takie malutkie, że ledwo widoczne spomiędzy plątaniny kroplówek, cewników i respiratorów. Czasem, jeśli lekarz pozwoli, matka wcześniaka weźmie go na ręce, potrzyma na piersi, ma taką możliwość od niedawna. A potem znów odda dziecko szpitalowi, wróci do domu i, żeby nie zwariować, bezgranicznie zaufa lekarzom i pielęgniarkom.

„Ojciec był wstrząśnięty: nie wyglądałem jak noworodki z reklam telewizyjnych. Mama, kiedy mnie zobaczyła, nie mogła przestać płakać: byłem za lekki, za mały, za słaby. Byłem rozczarowaniem dla wszystkich. Nie byłem nawet dostatecznie interesujący, aby moje zdjęcie znalazło się w gazecie. Masa 700 gram po urodzeniu nie jest już obecnie sensacją. W dzisiejszych czasach trzeba mieć około 400 gramów, żeby wzbudzić ogólne zainteresowanie”. (Z „Opowieści wcześniaka”, broszury rozdawanej w szpitalach dla rodziców przedwcześnie urodzonych dzieci).
Co dwudziesta matka w Polsce rodzi swoje dziecko przed 37 tygodniem ciąży. Przedwcześnie. Powodów jest wiele: matka jest za młoda albo za stara. Chora lub zestresowana. Albo za biedna. Czasem powodów ustalić nie można.
Rodzi więc swoje dziecko, patrzy na nie przez moment na sali porodowej, a potem już tylko ogląda, jak za szklaną szybą inkubatora ono walczy, dojrzewa do życia. Przez tydzień, miesiąc, dwa miesiące. To, co w tym czasie matka będzie przeżywać, psychologowie nazwą zupełnie ponadstandardowym doświadczeniem rodzicielskim. Bardzo traumatycznym.
Dla matki to po prostu rozpacz, strach o życie, strach o zdrowie. Nadzieja, strach przed nadzieją, strach przed następnym dniem. Poczucie winy i niemocy, o którym nie opowiada się w żadnej szkole rodzenia. Te dni zostają w matce aż do śmierci.

Ostatnia szansa

Godzinę temu na oddziale patologii ciąży Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie przyszedł na świat chłopczyk. Waży niecałe pół kilo, urodził się w 23 tygodniu ciąży, nieomal na półmetku. Gdyby urodził się kilka dni wcześniej, już by nie żył. Medycyna nie zna przypadków, by przeżyły dzieci młodsze niż 22-tygodniowe. To dziecko mieści się na dłoni, ma serce wielkości fasoli i płuca jak połowa kciuka. Samo nie oddycha, nie trawi, nie utrzymuje stałej temperatury ciała.
Ten chłopiec jest ostatnią szansą na rodzicielstwo swoje matki, ale jego szanse na przeżycie są minimalne. Jakieś 2 proc. Tak wynika z ostatnich, zleconych przez francuski Narodowy Instytut Zdrowia i Badań Medycznych oraz Unię Europejską, badań dzieci urodzonych między 22 a 23 tygodniem życia. Na rozwiązanie matka czekała w Instytucie. Wiedziała, że ciąża jest zagrożona. Wcześniak nie cierpiał podczas transportu do specjalistycznego szpitala. To podczas transportu wcześniakom zdarza się najwięcej uszkodzeń uszkodzeń i wylewów.
Prof. Ewa Helwich, kierownik Kliniki Neonatologii i Intensywnej Terapii Noworodka potrafi rozpoznać, czy tak bardzo przedwcześnie urodzone dziecko chce żyć. Ratuje się wszystkie, bez wyjątku. Przy użyciu wszystkich dostępnych metod i technologii. Ale niektóre poddają się od razu. Wyłączają, można powiedzieć, życiowe funkcje. Nie reagują na bodźce. Mają sztywne płuca, nawet wentylowane nie podejmują pracy, nie przyswajają kroplówki. Wtedy, zazwyczaj po pół godzinie, zaprzestaje się agresywnej terapii, pozwala dziecku umrzeć bez bólu.
Bożena Florczyk, neonatolog ze szpitala wojewódzkiego wojewódzkiego w Łomży, stara się, by matka była na zły stan dziecka przygotowana. Niewielu lekarzy, zwłaszcza jeśli dziecko długo walczy, potrafi umiejętnie odebrać nadzieję.
W jej szpitalu umierał wcześniak, poproszono ostrożnie matkę. Chętnie przyszła, by przytulić córkę. Pożegnać się, poczuć ją, nie oglądać wyłącznie zaplątanej w rury aparatów. Bożena widziała wdzięczność w jej oczach. – „Podziwiałam tę matkę”. Córka Bożeny też była wcześniakiem, urodziła się w 32 tygodniu ciąży. Bożena jest neonatologiem z 19-letnim stażem, międzynarodowym doradcą laktacyjnym. Ale nie wie, jak zachowałaby się, gdyby stan jej córki okazał się bardzo zły. Jest głęboko wierząca. Ma nadzieję, że wiara pomogłaby zachować siłę.

Syn: w 23 tygodniu

Ten wcześniak, który urodził się właśnie w Instytucie, nie chce się żegnać. Jest już zaintubowany. Do zaintubowania płuc wielkości połowy kciuka potrzeba rąk precyzyjnych jak u prestidigitatora. Na razie jest nadzieja, chłopiec oddycha pod respiratorem. Jego narządy nie są przystosowane do życia poza łonem matki, ale walczy. Prof. Helwich nie ma złudzeń. Statystyki są brutalne; umiera 70 proc. dzieci urodzonych przed 25 tygodniem ciąży. Te, które przeżyją, są narażone na uszkodzenia, które wynikają częściowo z niezbędnej agresywnej, podtrzymującej życie terapii. Bo medycyna, to prawda, potrafi utrzymywać przy życiu noworodki, które jeszcze 10 lat nie miałyby szans. O tym, że w danym kraju ratuje się coraz więcej wcześniaków, świadczy częstsza u dzieci retinopatia, poważne schorzenie siatkówki.
Zwycięstwo nad śmiercią natychmiastową najmniejszych dzieci miewa gorzki smak: życie pacjentów bywa okupione cierpieniem i niewielkimi szansami na w miarę normalną egzystencję. Lista ciężkich chorób i powikłań, którymi obciążony może być wcześniak, liczy kilkadziesiąt pozycji. W tym przewlekłe choroby płuc, krwawienia do mózgu, porażenia mózgowe.
Obezwładnia to czasem lekarzy. Psychologowie, którzy zupełnie niedawno zajęli się wcześniakiem, jego matką i ich lekarzem, uważają, że wieki lekarski stres utrudnia dobre relacje między przerażoną matką wcześniaka i lekarzem neonatologiem. Jeśli lekarz radzi zapłakanej matce, by zażyła środki uspokajające i wzięła się w garść, robi to często dlatego, że sam jest załamany i bezradny.
Kiedy prof. Helwich myśli o rodzicach urodzonego chłopca, wie, że ich pragnienie dziecka nie poddaje się żadnym podejmowanym ostatnio publicznie rozważaniom o tym, gdzie kończy się sens ratowania życia. W Holandii, powiedzieliby sceptycy, nie ratuje się właściwie dzieci urodzonych przed 24 tygodniem ciąży, populacja jest pewnie zdrowsza, ludzie może szczęśliwsi.
Jednak dla wielu rodziców, przypuszcza profesor Helwich, każdy dzień nawet z bardzo chorym synem byłby darem. Nie mogłaby więc zdecydować o jego śmierci. Nigdy by nie chciała. Więc czym prędzej trzeba nadać chłopcu imię.


[ciąg dalszy w następnym poście] 
---------------
http://www.wady-dloni.org.pl/


  Temat Autor Data
*  "Inkubatory nadziei" artykuł z Polityki ewamonika1 27-12-2005 20:47
  Re: "Inkubatory nadziei" artykuł z Polityki - ciąg dalszy ewamonika1 27-12-2005 20:48
  Re: "Inkubatory nadziei" artykuł z Polityki - ciąg dalszy zorka 28-12-2005 09:11
  Re: "Inkubatory nadziei" artykuł z Polityki - ciąg dalszy mika10 29-12-2005 11:07
  Re: "Inkubatory nadziei" artykuł z Polityki - ciąg dalszy zorka 31-12-2005 08:58
::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora