dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> STRATA DZIECKA
Nie jesteś zalogowany!       

Niunia Nina - aniołek z 30.08.2015 i iskierka z 2.09.2011
Eufre  
10-10-2015 01:01
[     ]
     
Po raz drugi zostałam aniołkową mamą, pomimo moich dopiero/aż 25 lat.
Tyle że tym razem nie daje sobie rady...

Pierwszą iskiereczkę straciłam 2 września 2011 roku, nie wiem nawet czy to był chłopiec czy dziewczynka. Po prostu moja kochana iskierka i odkąd pamiętam czuje że to był chłopiec, a jak chłopczyk to Igorek. Był wtedy dopiero 11 tydzień i każdy mówił "nie ty pierwsza nie ostatnia" "to się często zdarza" "jesteś młoda, jeszcze będzie wszystko w porządku..."
Przyjęłam to do wiadomości i żyłam dalej. Ot tak po prostu. Boli to do tej pory ale widocznie tak musiało być.
Mój pierwszy aniołek.

A teraz? Teraz jestem wrakiem samej siebie.
Moja kochania Ninka...
Gdy się o niej dowiedziałam nie zaprzecze. Nie byłam ucieszona. Facet mnie olał jak się tylko o niej dowiedział, zmiana pracy na nową, przeprowadzka itd. Ale z całego serca ja pokochałam.
Wszystko było prawidłowo, książkowo wręcz do 20 tygodnia. Niunia rosła jak na drożdżach, przybierają na wadze z dnia na dzień, szalała w brzuszku, uwielbiałam czekoladę i nektarynki. Zaczęła kopać juz w 16 tygodniu a w 17 juz mi brzuch podskakiwal, że nawet moja mama się dziwiła...
Wszystko idealnie, planowanie remontu pokoju, kupowanie ubranek, no bo przecież TERAZ już nic się nie zdarzy. Przecież przetrwalysmy pierwszy trymestr. Przecież ma rączki, nóżki, wierci się, nie lubi podglądanie na usg, ma śliczny nosek, brak wad genetycznych (wyniki amniopunkcji) itd. Czyli cud miód malina dziewczyna.
I co... Lekarz skierował mnie na drugie usg prenatalne i wyszedł demon.
"Pani Ewelino, wszystko jest w idealnym porządku, pepowina trojnaczyniowa, rączka otwarta, nie ma podejrzenia zespołu downa, wymiary wszystkie jak najbardziej w porządku, bo to duża dziewczynka... Ale mam dla pani zła wiadomość, nie podoba mi się głowka. Za dużo płynu wg mnie. Istnieje podejrzenie wodogłowia izolowanego."
I się zaczęło. Czytanie, szukanie, wizyta od lekarza do lekarza. Komory boczne mózgu się poszerzamy, z 12mm w 20 tygodniu, zrobiło się 18mm prawie w 23 tygodniu (norma do 5mm), na domiar złego nikt nie dawał jej szans. Ok. Będzie żyła, ale co to za życie. I nagle wyrok na malutką. Cierpiała juz bardzo chyba w brzuszku. Okazało się ze ten głupi płyn spowodował że malutkiej nie rozwijał się mózg. Shit. I decyzja. Terminacja. Ja mogę pocierpiec ale to tylko dla jej dobra. Przeklinanie Boga, szukanie winy w każdej czynności która robiłam. Decyzja podjęta. Nie chciałam by cierpiała, zresztą nie miała szans by przeżyć nawet po porodzie...
Szpital, sala z innymi dziewczynami które przyszły witaj samej sprawie, tabletki, skurcze, w nocy dostałam partych, wyłam z bólu, pielęgniarki traktowały mnie tak jakbym im problem robiła (był środek nocy), wrzeszczenie ich na mnie ze jak się zdecydowałam to musze pocierpiec... Shit.
Odchodzą wody, nie mam już siły, Rozrywa mi kręgosłup, leżę dalej na sali z dziewczynami, pielęgniarki gdzieś poszły, i nagle... Malutka się urodziła. Wtedy dopiero mnie wzięli na zabiegowy. Ostatkami sił, zdążyłam się podnieść i ja zobaczyć, śliczna. Zdziwienie pielęgniarek ze bardzo duża. 30.08.2015 godzina 4:12 urodziła się Nina. Nie żyła juz od samego początku.
Urodziła się w 23 tygodniu i 5 dniu. 33cm 640gram.

Nie dane było mi jej potrzymac. Czego żałuję do tej pory ze nie znalazłam sił po 2 dniach notorycznych skurczy i ze się nie wyklocilam.

Zobaczyłam ja dopiero w trumience, przed pogrzebem.
Jak to brzmi, to ona powinna mnie pochować a nie ja ją!

Starałam się trzymać.
Nie myśleć.
I udawało mi się to nawet, pomimo tego że w środku się rozsypywalam.
Ale teraz czuję że wali się wszystko wokół. Nie mogę spać. Nie mam siły jeść. Śnią mi się koszmary w których ona mówi ze ja zabiłam, że wszyscy lekarze się mylyli. Ze była zdrowa.
Innym razem śnią mi się cudowne sny. Ze jest szczęśliwa. Ze opiekuje się nią starszy braciszek w niebie. Ze jest dobrze.
Przylapuje się na tym ze chce jej kupić ciuszki nowe. Ze głaszcze swój juz teraz płaski brzuch i do niej mówię. Czasami czuje woń oliwki dla dzieci w pokoju której nie używałam. Czasami...
Czasami zastanawiam się czy nie wariuje. Wszyscy oczekują ze będę silna i na codzień taka jestem ale w nocy wychodzą demony.

Nie wiem już co robić, co czuć, czy nie czuć może. Co myśleć.
Boje się wrócić do pracy.
Boje się iść do niej na cmentarz.
Boje się nie wiem sama czego.
Demona w środku.
Który tylko szepcze ze to nie koniec, że tak będzie zawsze.
Ze nie zasługuje na dziecko.


Nie wiem jak będzie to wszystko wyglądało. Nie wyobrażam sobie świat. Bo niunia miała się urodzić cala i zdrowa właśnie w wigilię...

Nic już nie wiem.
Nic już nie wiem oprócz tego że kocham i będę kochać.
Kocham je oboje.
Kocham moje dwa aniołki.
Ninka [*] 30.08.2015
Iskierka [*] 2.09.2011 
Eufre "Ewelina"
Iskierka (+10tc)
Nina (*+30.08.2015 24tc)

Re: Niunia Nina - aniołek z 30.08.2015 i iskierka z 2.09.2011
atusia13  
10-10-2015 14:15
[     ]
     
Tak Ciężko znaleźć właściwe słowa w takich chwilach.
W minutę wszystko przestało mieć znaczenie, to czemu się tak w ostatnich miesiącach człowiek podporządkowywał w sekundę straciło na wartości. Nie ważne jest już co się zje , w co się ubierze. Z jednej strony strach o utratę pracy, a z drugiej strony brak sił by do niej wrócić. Szybki powrót do pracy w jakimś tam stopniu wymusza od nas bycie"dzielnym", ale czy udawanie jest lepsze od przeżywania żałoby wg swojego licznika.
Życzę Ci dużo siły, zatrzymaj się dla siebie, bo tylko w takim wyciszeniu można znaleźć odwagę na pierwszy krok naprzód. I pamiętaj nic na siłę.
Święta niestety dla każdej z nas będą najtrudniejsze. Chociaż wciąż są ważne, bo wraz z naszymi stratami zmienia się nasze przeżywanie świąt, dni codziennych. Inaczej patrzymy na gwiazdy i Niebo.
Zapalam światełko pamięci (*) 
Beata
Mama Marcelka z wadą letalną ur.14.05.2009 - zm 24.03.2011 http://funer.com.pl/epitafium,marcel-wysocki,5849,1.html

Re: Niunia Nina - aniołek z 30.08.2015 i iskierka z 2.09.2011
mama Janka  
13-10-2015 14:37
[     ]
     
Witaj kolejna mamo Anioła - czytałam Twoją historię z wilekim przejecięm ... tych historii jest tak dużo - tych podobnych do siebie i tych jakże innych ale za każdą z nich stoi jakaś mama - zrozpoaczona - samotna - nie umiejąca sobie z tym wszystkim poradzić - z emocjami - uczuciami - złośćią i żalem do całego świata. Tak trudno żyć dalej - codziennie trzeba zakładać maskę i udawać że jest w miarę ok - ale kiedy nadchodzi noc - wszystko wraca ze zdwojoną siłą. Jedyne co daje siłę - to wiara w to, że jeszcze musi być dobrze - że jeszcze szczęście zapuka do Twoich drzwi - bo przecież masz własne dwa anioły w niebie. 
mama Janka

Re: Niunia Nina - aniołek z 30.08.2015 i iskierka z 2.09.2011
misia81  
27-10-2015 12:36
[     ]
     
Kochana czytam Twoją historię i łzy lecą po policzkach. Bardzo Ci współczuję.
Nie ma słów, które mogłyby Ci jakoś pomóc. Nie, żadnej dobrej rady, która ulżyłaby w Twoim cierpieniu. Nikt nie powie Ci jak żyć, teraz po tych stratach..... Nie ma jakieś instrukcji, która pomogłaby takim rodzicom jak my.....
A Twoja córeczka jest ze swoim braciszkiem i czeka, żeby się spotkać z Tobą, ale to za za jakiś czas.
Ja sobie wyobrażam, że wszystkie te nasze aniołki biegają po chmurach, jedzą lody i aż piszczą z radości i zabawy. A jak się zmęczą to siadają, machając nóżkami i patrzą na nas......

Jedno co wiem to z czasem oswajasz ten ból i umiesz z nim żyć. Nie boli tak każdy oddech......

Dla Twoich Aniołków tęczowe światełka (*)(*)
A Tobie Aniołkowa mamusiu sił, mnóstwo sił......




Re: Niunia Nina - aniołek z 30.08.2015 i iskierka z 2.09.2011
Eufre  
27-11-2015 00:36
[     ]
     
Trzeba być silnym. Przynajmniej starać się. Ale czytam od was wszelkie słowa otuchy i łzy mi lecą ciurkiem.
Tak wiele smutku, bólu, goryczy... Ma każda z nas w sobie ze aż się nie chce wierzyć że kiedyś wzejdzie na nowo jakieś słońce...

Na wieść o lodach które mogą zajadac, pierwszy raz od dawna się uśmiechnęłam. Dziękuję kochana :)

Światełko dla Twojego Aniołka (*)

Ja sobie ich wszystkich wyobrażam nie dość że s lodami, to na huśtawce z anielskich nici. Śmieją się, bawią, nie czują bólu... I zsylaja na nas promyczki szczęścia, które kiedyś dojdzie do nas :) 
Eufre "Ewelina"
Iskierka (+10tc)
Nina (*+30.08.2015 24tc)

Re: Niunia Nina - aniołek z 30.08.2015 i iskierka z 2.09.2011
Wiola19907  
27-10-2015 20:28
[     ]
     
Eufre, czytam Twoją historię i bardzo przypomina mi moją…
Też mam 25 lat i też straciłam drugie dzieciątko.
Pierwsze poroniłam w 4-5 tygodniu w 2010 roku, nawet nie biło jeszcze serduszko.
W tym roku 2 kwietnia lekarz potwierdził drugą ciążę. Na początku bardzo bałam się, nawet się nie cieszyłam z tej wiadomości…Ale chyba dlatego, że mój "narzeczony" (od 2 lat byliśmy zaręczeni, 1 rok mieszkaliśmy razem), zaczął się "dziwnie" zachowywać. Miesiąc po potwierdzeniu ciąży przez gin odszedł ode mnie do byłej. Przez kolejny miesiąc mieszkaliśmy jeszcze razem, ale to było piekło, ciągłe nerwy. Na początku myślałam, że nic gorszego nie może mnie spotkać niż to, że zostanę sama z dzieckiem. Tak bardzo się myliłam…
Od początku ciąża rozwijała się prawidłowo. Ja czułam się bardzo dobrze.
Na badaniu w 22 tc gin stwierdził, że "jest coś nie tak z serduszkiem". Powiedział, że będę miała córeczkę. Od tej diagnozy zmieniło się całkowicie moje podejście do dziecinki, do ciąży. Poczułam niesamowitą miłość do mojej Kruszynki. Zaczęłam z Nią rozmawiać, cieszyłam się, że już nigdy nie będę sama. Od gin dostałam skierowanie na echo serca dziecka. Na badanie udało mi się zapisać za 3 dni. Przez te 3 dni czytałam w internecie nt wad serca dzieci. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że może być aż tak źle, żeby Malutkiej nie było. Pocieszałam się, że przecież tyle dzieci się teraz rodzi, że technika i medycyna są tak rozwinięta, że nawet maluszkom robią operację, że z Moją Kruszynką też będzie wszystko dobrze.
Na badaniu echo serca w Warszawie lekarz rozpoznał zmianę o wielkości ok 1 cm koło serca. Podejrzewał tzw. sekwestracje płuca, jednak nie był pewny diagnozy, dlatego skierował mnie do ICZMP w Łodzi. Do szpitala miałam się zgłosić dopiero za 2 tygodnie (niestety był okres urlopowy i w tym czasie nie było specjalisty w zakresie echo serca p. dr K. Janiak). Przez dwa tygodnie czekania znowu czytałam wszystko nt sekwestracji płuca. Z tym można żyć, nie jest to "aż tak poważna" wada.
Nadszedł 27 lipca 2015r., dzień, w którym miałam zgłosić się do ICZMP w Łodzi. Pani dr Janiak wykonała badanie echo serca Malutkiej i wszystko się rozsypało…diagnoza - guz serca…przez dwa tygodnie od badania w Warszawie guz urósł do 3,5 cm…usłyszałam, że przez 18 lat pracy pani dr miała troje dzieci z takimi guzami…żadne nie przeżyło. Dodatkowo guz uciska na serce i na płuca. Płucka się nie rozwijają, a guz uciska na serce powodując, że w worku osierdziowym pojawia się płyn, który dodatkowo "zabiera" miejsca sercu i płuckom. Jedyne co lekarze mogli zrobić to zabieg wszczepienia tzw. shuntu Malutkiej. Poddałam się zabiegowi. Malutkiej wszczepili do serduszka shunt (taka sprężynka, która odbarczała płyn z worka osierdziowego, jedna część była wszczepiona na worka, a druga "wystawała" z worka odbarczając płyn). Po 2,5 tygodnia w szpitalu wyszłam do domu. Guz przez pobyt w szpitalu urósł nieznacznie od. 2 mm. Jedyna dobra wiadomość jaką usłyszałam od miesiąca. Do ICZMP w Łodzi miałam zgłosić się za 3 tygodnie - 6 września. Lekarze przy wypisie poinformowali mnie, że w tego typu guzach może występować tzw. odbicie lustrzane stanu zdrowia dziecka, jeśli z Malutką zacznie się coś dziać to ja będę miała takie same objawy.
Dla własnego spokoju tydzień po wypisie z Łodzi pojechałam na echo serca do pani prof. Dangel do Warszawy. Niestety znowu złe wieści…guz urósł przez tydzień do 4,5 cm, a Malutka miała 1300g.
4 września 2015r. zaczął mnie boleć kręgosłup, prawa strona. Ból był nieznośny, nie do wytrzymania. Pojechałam na izbę przyjęć do miejscowego szpitala u mnie w mieście. Dostałam fenoterol, paracetamol co 2 godziny i o 7 rano miałam transport karetką do ICZMP do Łodzi. Niestety trafiłam na piątek…wiadomo weekendu początek, lekarzy nie ma. Była jednak pani dr Janiak, która zrobiła badanie echo serca Malutkiej…i najgorsze co mogłam usłyszeć…guz ma ok. 5 cm, Malutka ma obrzęk, nie przeżyje. Lekarze jednak nie podjęli żadnej decyzji. Przez cały weekend pozostałam na fenoterolu i paracetamolu co 2 godziny. Leki przestały pomagać. Nie mogłam leżeć, siedzieć, chodzić. W poniedziałek płakałam z bólu, jednak znowu żadna decyzja nie została podjęta. We wtorek 8 września zebrało się konsylium lekarzy, z rana miałam wykonany szereg badań z uwagi na moje pogarszające się wyniki badań i towarzyszące mi dolegliwości. Zapadła decyzja - muszę rodzić, bo Malutka umrze w moim brzuchu, tak czy inaczej nie ma szans, a pojawia się zagrożenie dla mnie. Trafiłam na salę porodową, nadal nie wiedząc czy rodzę sama czy robią cc. Przez 4 godziny leżałam jeszcze w bólach na porodówce, bo wypiłam pół szklanki wody. Podjęli decyzję o cc, żeby nie męczyć przez poród naturalny Malutkiej.
O 17:35 przez cc urodziłam Polusie. 2200 g/43 cm/6 pkt.
Nie słyszałam jej płaczu. Po zszyciu neonatolog przyszedł i spytał czy chcę zobaczyć Malutką…spytałam tylko czy żyję. Żyje. Pokazali mi w inkubatorku Malutką. Spytali jak Ją ochrzcić „w razie co”. Polusia.
Następnego dnia pojechałam na wózku do Poluni. Leżała na neonatologii, w inkubatorze. Podłączona do respiratora. Od momentu narodzin miała ciągły wlew morfiny. Pracowało ciągle 8 pomp z morfiną. Polunia nie płakała, nie miała otwartych oczków. Była śliczna, miała długie czarne włoski, była takim ślicznym maluszkiem.
Neonatolodzy za każdym razem jak mnie widzieli mówili, że stan jest ciężki. Jednak ja do Niej przychodziłam, głaskałam Ją, dotykałam, całowałam, mówiłam do Niej. Nie docierało do mnie to, że może Jej nie być. Tak bardzo Ją pokochałam. 10 września zrobili Poli serię badań m.in. usg, tomografię. W piątek 11 września miało zebrać się konsylium - neonatolodzy, kardiochirurdzy, którzy mieli zadecydować czy zoperują Polcię.
Modliłam się, żeby spróbowali Ją ratować. Nie mogłam patrzeć jak umiera moje dziecko. W piątek rano ordynator oddziału neonatologii powiedziała, że konsylium orzekło, że Polusia nie nadaje się do operacji - jest bardzo opuchnięta przez co nie mogą operować, a jest opuchnięta, bo ma guza w serduszku (ok. pół kg opuchlizny miała), dodatkowo ma roszczep kręgosłupa, przepuklinę, coś z miednicą… „To są ostatnie chwile życia dziecka…może pani wziąć dziecko na ręce…”
Pierwszy i ostatni raz trzymałam Polusie na rękach. Umarła mi na rękach. Żyła jeszcze może 30 sekund odkąd Ją wzięłam. Ten ból był niesamowity. Nie wierzyłam, że to się dzieje.
Polunia odeszła 11 września 2015r. o 13:38.
Minęło prawie 1,5 miesiąca. Nie jest ani trochę lepiej. Na szczęście zrobiłam zdjęcie Polusi. Mam Ją na zdjęciu. Tak bardzo mi Jej brakuje. Nie mogę się pogodzić z tym, że Jej nie ma. Obwiniam się o to, że przez moje denerwowanie się na początku ciąży Malutka nie żyje.
Przez wszystko przeszłam sama. Mój były „narzeczony” ojciec Poli, nawet nie uznał Jej z USC, nie przyjechał na pogrzeb.
Tak bardzo się boję, że nigdy nie będę mogła urodzić zdrowego dziecka...

Nie wiem dlaczego Bóg mi Ją zabrał. Nigdy się z tym nie pogodzę. 
Wiola19907

Re: Niunia Nina - aniołek z 30.08.2015 i iskierka z 2.09.2011
Eufre  
27-11-2015 00:27
[     ]
     
Widzę Kochana że też miałaś przeboje...
Eh takie maluszki nie powinny być chore :(
One niczym na to nie zasłużyły. Ja odkąd malutka miała postawiona diagnozę, modliłam się o to aby jej choroba przeszła na mnie. Że to ja mam cierpieć a nie ona. No ale nikt moich modłów nie wysłuchał :( 
Eufre "Ewelina"
Iskierka (+10tc)
Nina (*+30.08.2015 24tc)

Jeszcze powinnaś być u mnie w brzuszku kochana
Eufre  
27-11-2015 00:44
[     ]
     
Za niedlugo będzie równe 3 miesiące jak się stało co się stało.
Przechodziłam juz wszelkie etapy. Od złości, po otepienie, poprzez napady niekontrolowanego "to jest poza mną"

Teraz powoli bo powoli, ale się oswajam z tym wszystkim.

Wróciłam do pracy - zupełnie mi się nie chce, ale muszę...
Znajomi - olali mnie zupełnie. Trudno. Ich strata.
Łóżko - najlepszy mój przyjaciel (wraz z maszyną do szycia)
Litry kawy, litry herbaty.
Nie czuję głodu zupełnie.
Etap nijaki uważam za otwarty.

Wiecie może jakie są przyczyny holoprosencefalii bezpłatowej? Bo dopiero dzisiaj wyczytałam w mojej karcie ze szpitala, że to jest a nie typowe wodoglowie jak było mówione... 
Eufre "Ewelina"
Iskierka (+10tc)
Nina (*+30.08.2015 24tc)

Re: Jeszcze powinnaś być u mnie w brzuszku kochana
Wiola19907  
27-11-2015 07:57
[     ]
     
Ewelina, jak czytam Twoj ostatni post, mam wrazenie, ze czuje to samo. U mnie 11.12 bedzie 3 miesiace od smierci Poluni. Tez czuje sie nijako...mam wrazenie, ze nic nigdy nie przyniesie mi szczescia, glodu nie czuje, nie czuje zmeczenia...takie po prostu sobie bycie...

W ogole "przeszlysmy" podobna droge, poczawszy od faceta, przeprowadzki a skonczywszy na stracie Iskierki :(

Trzymaj sie ciepło...mam nadzieje, ze kiedys bedziemy szczesliwe... 
Wiola19907

Re: Jeszcze powinnaś być u mnie w brzuszku kochana
Eufre  
27-11-2015 10:30
[     ]
     
Wierze w to że będziemy, z całego serduszka.
W końcu to cierpienie musi być czymś spowodowane... I tak mi się wydaje ze jest spowodowane tym, że musimy najpierw przejść piekło totalne, aby móc później zaznać ogromnego, niewyobrażalnego szczęścia 
Eufre "Ewelina"
Iskierka (+10tc)
Nina (*+30.08.2015 24tc)

::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora