dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> ROZMOWY O WIERZE
Nie jesteś zalogowany!       

do o. Grzegorza
miriam  
09-03-2008 10:08
[     ]
     
Ojcze Grzegorzu wiem,że to dziwne pytanie , ale mam problem, bo po tym jak odszedł nasz synek mój przyszły mąż ma wątpliwości czy w ogóle ochrzcić naszą córeczkę, która ma przyjść na swiat za 3 tygodnie. Pan Bóg nas wtedy opuścił, wiec skąd mam wiedzieć czy teraz też tak nie będzie. Naszego synka ochrzcilismy w szpitalu, bo łudziliśmy ,że może po chrzcie stanie się cud..........i nic. Więc po co to wszystko?? Może lepiej jak nasza córeczka zadecyduje sama jak dorośnie?
A po drugie , nie jesteśmy w związku małżeńskim i wiem ,że będą problemy z ochrzczeniem dziecka. Chciałabym poznać Ojca zdanie na ten temat. Matka 
http://www.republikadzieci.pl/rd/content/view/786/184/

szczęśliwa ziemska mama....

Re: do o. Grzegorza
o.Grzegorz Ginter SJ  
10-03-2008 23:49
[     ]
     
Droga Miriam,
nie będzie problemu z ochrzeniem dziecka, warunkiem nie jest posiadanie ślubu kościelnego, tylko to, że wychowacie dziecko w wierze katolickiej - o to was będzie ksiądz pytał podczas chrztu.
A co do chrztu - to nie jest magia. Nie jest tak, że się ochrzci i człowiek zdrowieje ze wszystkich chorób i śmierć się go nie ima ani inne nieszczęścia. Wtedy cały świat by się chrzcił, niezależnie w co wierzy... Chrzest to włączenie w życie Boże, życie Chrystusa. Wiec potrzebna jest wiara.

Już wielokrotnie pisałem też o tym "rzekomym" zostawieniu nas przez Boga (a gdzie był Bóg, jak umierał Jego własny Syn?). Odpowiedzi na podobne pytania mozna znaleźć w wątkach innych, choćby w tym o rekolekcjach adwentowych 2007 - tam wyjaśniałem to, co ja myślę na ten temat.
Ufam, że Wasze upragnione dziecko urodzi się całe i zdrowe i że podejmiecie dobre decyzje odnośnie chrztu. 
------
...naucz mnie dawać a nie liczyć, walczyć a na rany nie zważać... Internetowy Dom Rekolekcyjny: http://www.e-dr.jezuici.pl

Re: do o. Grzegorza
miriam  
12-03-2008 14:57
[     ]
     
Ojcze Grzegorzu dziękuję za te słowa. Na pewno będę dążyła do tego ,żeby dziecko ochrzcić. Najpierw muszę przetrwać poród i mam nadzieję,że uda mi się. Jednak zastanawiam się cały czas , dlaczego mnie to spotkało? Przecież całe życie udzielałam się w Kościele, jeździłam na Oazy, byłam wolontariuszką.......a jednak gdzieś musiałam popełnić błąd skoro Pan Bóg mnie ukarał- bo to największa kara jaka mnie spotkała. Na pewno kiedyś się dowiem- na Sądzie Ostatecznym... 
http://www.republikadzieci.pl/rd/content/view/786/184/

szczęśliwa ziemska mama....

Re: do o. Grzegorza
o.Grzegorz Ginter SJ  
12-03-2008 16:31
[     ]
     
Będę się modlił za Ciebie, by poród odbył się normalnie i bez problemów.

Jednak ciągle się zastanawiam, skąd ludzie mają taki obraz "Boga - tyrana", który miałby nas karać za nie wiadomo co (co za karykatura Boga, skoro właśnie zbliżają się święta w których to Jezus Chrystus umiera za nasze grzechy). A my, na przekór faktom, myślimy, że Bóg nas za coś karze... naprawdę czuję się bezsilny w tym - skąd to masz? Skąd taki obraz Boga? który na dodatek karze złych, więc wszelkie zło to kara od Boga... hmhm. to jak wytłumaczyć przypowieść Jezusa o faryzeuszu i celniku, bo celnik był grzesznikiem i nikt temu nie zaprzecza. Faryzeusz zaś był sprawiedliwym (robił wszystko, co trzeba, chodził do Kościoła, udzielał się, pościł...) i temu też nikt nie zaprzecza - a jednak to celnik odszedł usprawiedliwiony (ten, któremu należała się kara), a faryzeusz nie (temu należała się nagroda za spełnianie wszystkiego).
Och, kiedyż my wszyscy przejrzymy na oczy by zobaczyć, jaka jest Prawda? Kiedyż zaczniemy wreszcie widzieć Boga, który nam się objawia - który nas nie zabija, nie karze, nie niszczy, nie dobija... lecz który okazuje nam łaskę i miłosierdzie (wszystkim bez wyjątku, a nie tylko tak zwanym "dobrym" - wszyscy jesteśmy tak samo "dobrzy"), który jest nam wierny, ale który nie pstryka palcami na każde nasze zawołanie, tylko cierpliwie i z pokorą uczy nas na czym polega prawdziwa miłość... prawdziwa, a nie to, co my nazywamy "miłością"... 
------
...naucz mnie dawać a nie liczyć, walczyć a na rany nie zważać... Internetowy Dom Rekolekcyjny: http://www.e-dr.jezuici.pl

Re: do o. Grzegorza
miriam  
12-03-2008 19:16
[     ]
     
Wiem ,że to trudne Ojcze, ale w takim razie po co się starac i żyć bez grzechu, skoro grzesznicy, zabójcy itd maja lepiej, skoro matki z rodzin patologicznych rodzą po kilka , kilkanaścioro dzieci a później je zabijają, oddają, zostawiają?? Dlaczego takich ludzi nie spotykają nieszczęścia? Dlaczego to MY MATKI, wyczekujące na swoje dzieci 9 miesięcy, dbające o siebie i maleństwa w brzuchu musimy borykać się i żyć z takim nieszczęściem jakie nas spotkało. Już zawsze będziemy "inne", gorsze i to MY będziemy chodzić na groby naszych dzieci. Wydaje mi się ,że nie jestem jedyną matka, która tak czuje i której cięzko teraz zaufać ponownie i ponownie uwierzyć,że BÓG nas kocha i że jest taki dobry. Codziennie się nad tym zastanawiam i źle mi z tym i boję się,że jak tylko tak pomyślę to znowu spotka mnie kara. Dlatego już nie wiem co mam robić........ 
http://www.republikadzieci.pl/rd/content/view/786/184/

szczęśliwa ziemska mama....

Re: do o. Grzegorza
o.Grzegorz Ginter SJ  
12-03-2008 20:00
[     ]
     
No tak, to odwieczny problem, z którym tak często sobie nie dajemy rady... dlaczego złym się powodzi a dobrym nie... to już nawet Stary Testament znał taką sytuację i odpowiedź na nią daje np. Psalm 37 (który bardzo polecam, warto przeczytać go sobie powoli i z uwagą).

A co do kwestii cierpienia, krzyża, itp. to odsyłam do artykułu, który opisuje to w miarę skrótowo ale tak, jak i ja to widzę. Artykuł ten znajduje się tutaj: http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/md_skadcierpienie.html

Oczywiście... to wszystko i tak jest kwestia, czy człowiek to przyjmie czy mnie... uwierzy, albo nie... 
------
...naucz mnie dawać a nie liczyć, walczyć a na rany nie zważać... Internetowy Dom Rekolekcyjny: http://www.e-dr.jezuici.pl

Re: do o. Grzegorza
aniamamajulci  
12-03-2008 20:06
[     ]
     
Miriam ma rację. Czy to oznacza że możemy się modlić a Bóg i tak nie ma władzy aby nas wysłuchać i spełnić nasze prośby?
Myślałam że Bóg może wszystko i dalej chcę tak myśleć. I chcę myśleć że Bóg decyduje o życiu lub śmeirci. Przeraża mnie wizja przypadkowości i samosterwoności. Wolę myśleć że to Bóg zabrał Julcię po to aby Jej życie było piękniejsze. Wole myśleć, że smierć to nagroda na którą moje dzicko zasłużyło i może ja kiedys też zasłużę. 
Ania

Re: do o. Grzegorza
o.Grzegorz Ginter SJ  
12-03-2008 20:18
[     ]
     
tak... proste odpowiedzi na trudne pytania są bardzo atrakcyjne bo mogą zwolnić nas z myślenia i dają jasny i nieskomplikowany obraz świata. Niestety ten obraz często jest po prostu fałszywy i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. A już najgorzej - uważam osobiście - kiedy w ten sposób próbujemy stworzyć sobie Boga "na nasz obraz" (który byłby nam wygodny i odpowiadał na wszystkie nasze problemy), gdy prawda jest jednak zupełnie odwrotna: to człowiek został stworzony na obraz Boga. Łatwiej jest nam bowiem patrzeć na siebie najpierw i na tej podstawie wyciągać wnioski o świecie i o samym Bogu, aniżeli spojrzeć na Boga (wystarczy na całą Biblię, która pokazuje nam kim Bóg jest naprawdę i kim w związku z tym mamy się stać) i według Boga przemieniać swoje życie.

Bóg nie zabrał Twojej Julci, jak to już pisałem, ale wierzę, że ją przyjął do siebie. Tak jak to nie Bóg daje krzyż, tylko daje Swojego Syna, którego to my, ludzie, przybijamy do krzyża. Ale my wolimy myśleć, że jest na odwrót, bo przynajmniej mamy tego, który jest winny wszystkiemu - Bóg.
Polecam jeszcze raz do przeczytania art. o tym, jak rozumie cierpienie nasza wiara: http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/md_skadcierpienie.html

Nie przestaję się za Was wszystkich modlić. 
------
...naucz mnie dawać a nie liczyć, walczyć a na rany nie zważać... Internetowy Dom Rekolekcyjny: http://www.e-dr.jezuici.pl

Re: do o. Grzegorza
Ewa41  
13-03-2008 08:26
[     ]
     
Ojcze Grzegorzu piszę pierwszy raz do Ojca.Zamierzałam wiele razy,ale nie potrafiłam,pewnie i tym razem zrobię coś nie tak ,ale próbuję.Mowa o karaniu Boga nie bierze się sama z siebie.Rodzice,dziadkowie straszą Bogiem,przynajmniej mnie tak straszono.Nie uczono mnie szacunku,bojażni tylko straszono.Kiedy mówiłam,że Bóg jest miłością szydzono ze mnie,mimo że chodzą ponad miarę do kościoła.Kiedy zmarła moja córeczka na sepsę okazali chłód i dobijali mnie słowami,których nie będę powtarzać,bo bardzo bolą.Sama musiałam i muszę się dzwigać każdego dnia.Ból ,cierpienie zostaje do końca życia,lekceważenie straty dziecka lub tworzenie filozofii na swoje potrzeby też dodaje bólu.Każda z nas nie chce być na nowo raniona,sam fakt ,że nasze dzieci nie żyją wystarczy.I tak w wielu przypadkach zostajemy z tym problemem same.Ja zaprosiłam Jezusa do swojego życia już dawno,ale ból mam ,cierpienie mam,wcale nie jest tak łatwo,jak spodziewa się rodzina,znajomi...oni czekają na czas kiedy zapomnimy....ale ja jako mama nie zapomnę,jestem już inną kobietą,matką,człowiekiem.Nie chcę dla nikogo mojego położenia,niech wie co przeżywam-nie wcale,coraz bardziej myślę,żeby skończyło się to umieranie dzieci ,które są powoływane do życia.Spotkałam wielu księży,którzy bagatelizują ,,problem,, sprzedają slogany,których ja już nie kupię.W ten sposób też lekceważą osieroconą matkę.Słowa też mają moc i po nich możemy określić,kto chce nas zbyć ,a kto chce rozmawiać.Wierzę w miłość Boga,wierzę w Jego miłosierdzie.Nie chcę jedynie żeby ludzie ludziom zadawali tylu bólu przez zaniedbywanie swoich obowiązków,lekceważenie ciąży kobiet,traktowanie byle jak ,niesłuchanie ich problemów,zatajanie swoich błędów,wmawianie matkom ,że to ich wina,a sami umywają ręce.Nie mam czasami sił,wiele rzeczy mi się nie chce z bezsilności ,ograniczoności ludzkiej...czasami muszę nieść bezmyslnych ludzi,którzy wiedzą lepiej co mam zrobić ,myśleć czy odczuwać.Widocznie spotykam nowych bogów...Ojcze myślę,bo Bóg nie zwolnił mnie z myślenia,że trzeba dawać sobie każdego dnia szansę na lepsze życie i chociaż ból zostanie ,cieszyć się życiem póki ono w nas jest...serce i tak dopomina się o dziecko,bo tak jako kobiety jesteśmy skonstruowane i przede wszystkim nie dać się ludziom,którzy wkładają dzioby do naszych ran,nie dać się ranić.Nikt z nas nie ma patentu na szczęście,ani gwarantu ,ja mam nadzieję wbrew nadziei.Pozdrawiam Ewa41 mama Agnieszki<*> Agaty i Kuby. 


Re: do o. Grzegorza
aniamamajulci  
13-03-2008 09:21
[     ]
     
"Bóg nie steruje światem ręcznie, ale też nie pozostaje obojętny na nasze cierpienie. Czyni wszystko, byśmy ustrzegli się cierpienia. Daje nam przykazania, które chronią nas przed krzywdą i cierpieniem. Wskazuje nam optymalną drogę życia, a zatem życie w miłości i prawdzie właśnie po to, byśmy już tu na ziemi żyli długo i szczęśliwie. Więcej jednak uczynić już nie może, jeśli ma naprawdę szanować naszą wolność i naszą godność osoby."
CZy to znaczy że nie warto się modlić. A nawet nie modlić bo rozmawiać z Bogiem zawsze warto ale prosić Boga o coś.
Bo ze słów tych to wynika. Jeśłi moja córka jest chora o niechybnie umrze bo Bóg cudu nie sprawi bo nie jesteśmy marionetkami.
JA tak sie modliłam i po kolei Bóg w moim mniemaniu mnie nie wysłuchiwał.
I z tym nie mogłam się pogodzic bo skoro mnie nie wysłuchał to pewnie Go nie ma. Dlatego wymyśliłam sobie że właśnie mnie wysłuchał tylko dosłownie. Jakby tak po Bożemy nie po ludzku.
Przykro ntak patrzeć jak ludzie błagają o coś i tego nie dostją. A przecież Jezus powiedział: "Proście a będzie wam dane..." 
Ania

Re: do o. Grzegorza
miriam  
13-03-2008 10:22
[     ]
     
No własnie:" Próście , a będzie wam dane...."

Zgadzam się z WAmi.

Czy ja wymagam tak wiele, przecież nie proszę o głupoty, o ładną pogodę i o wszystko na co mam kaprys. Wtedy prosiłam o to by uratował mojego synka. Czy to był kaprys, drobnostka?? 
http://www.republikadzieci.pl/rd/content/view/786/184/

szczęśliwa ziemska mama....

Re: do o. Grzegorza
o.Grzegorz Ginter SJ  
13-03-2008 13:33
[     ]
     
Tak, wszystko się zgadza, jest jednak jedno ale...
Najpierw, że my często najpierw pytamy, co chcemy od Boga... a nie wszyscy pytają, czego Bóg pragnie od nas. Warto temu poświęcić kiedyś więcej uwagi i pozastanawiać się - czego tak naprawdę pragnie Bóg ode mnie. Bo zapewniam, że nie codziennego chodzenia do Kościoła na mszę (choć to chwalebne jest), nie długich modlitw, umartwień i pokut (choć to również jest bardzo dobre), i nie wiem co jeszcze wymyślić...
To, czego On pragnie od nas w pierwszym rzędzie jest - uznać Go jako Boga. On jest Bogiem a my stworzeniem. To nie my mamy władzę nad Bogiem, ale to Bóg jest Panem całego wszechświata.
Ale Bóg nie jest tyranem, nie takiego nam Go przedstawia Biblia, lecz jest Miłością Miłosierną, który posłał na świat Swojego Syna, aby nas zbawić i ubóstwić... Jego cel jest jeden - byśmy byli w relacji do Niego ciągle. Byśmy Go traktowali jak Przyjaciela, mieli z nim intymną relację (jeszcze bliższą niż ma mąż do swojej żony i żona do swojego męża.. jeszcze bliższą niż ma matka do dziecka, bo "nawet gdyby ona zapomniała o swoim niemowlęciu, Ja (Bóg) nigdy nie zapomnę o Tobie" Iz 49, 14-15)). Tego pragnie w pierwszej kolejności Bóg od nas. Byśmy kazdego dnia wzrastali w Jego miłości, szukali Go szczerym sercem, traktowali nie jak - wybaczcie wyrażenie - "automat do prezentów, do życzeń", ale jak osobę, która nawet, gdy nic nie "daje", to jednak jest ciągle blisko (jak przyjaciel, który nie opuszcza w potrzebie, chociać jego jedyna pomoc to przytulenie, ciepłe słowo i nic więcej). My jednak chcemy, by Bóg nigdy nie przychodził z pustymi rękami. I owszem, On nigdy nie przychodzi z pustymi rękoma, jednak my mamy własne wyobrażenia na ten temat - co powinien mieć w tych rękach...

Tego właśnie pragnie Bóg od nas - byśmy byli z Nim w relacji, jaką miał np. Adam w raju, jaką miało tylu innych ludzi w historii, którzy byli w osobistej przyjaźni z Nim. A wtedy wszystko to, co robimy nabiera innego znaczenia. Wtedy chodzimy z chęcią na msze, bo wiemy, że to miejsce naszego spotkania z Nim. Wtedy chętnie się modlimy, bo to miejsce naszego spotkania z Nim, nawet chętnie pościmy, nawracamy się, zmieniamy nasze życie nieustannie -a wszystko w tej "funkcji" - Boga, który jest mi tak bliski, jest mi bliższy niż ja sam sobie. To nie jest dla wybranych - Bóg tak chce z kazdym. Ale myślę, że na swój sposób "boli Go", kiedy modlimy się TYLKO, by "coś" zyskać (modlitwa prośby jest bardzo ważna, bo pokazuje, że nie jesteśmy samowystarczalni, że wszystko pochodzi od Boga). Mamy prosić Boga, ale z tej perspektywy - Boże, jesteśmy przyjaciółmi - na dobre i na złe - chcę Cię prosić o to i o to... ale "bądź Wola Twoja", pozostanę z Tobą czy mi to dasz, czy nie... czy uznasz, że ten cud należy uczynić, czy lepiej nie... Bo Ty wiesz lepiej, co dla mnie lepsze, Ty jesteś Bogiem, a ja - jako Twój przyjaciel (przyjaciółka) ufam Ci we wszystkim!

Popatrzcie za dwa tygodnie, kiedy będziemy na mszach czytać ewangelie o ukazywaniu się Jezusa różnym ludziom - po zmartwychwstaniu. Nie ma ani jednego teksty, by ukazywał się swoim wrogom, tym, którzy Go ukrzyżowali. Bo to by tak nic nie dało. Lecz Bóg ukazuje się i pociesza swoich przyjaciół, nawet, gdy uciekli, zaparli się Go, pochowali... dla Niego nie przestali być przyjaciółmi i do nich przychodzi. A reszta, np. faryzeusze, którzy widząc cuda wołali o inne znaki, bo te były dla nich za mało wiarygodne - czy uwierzyliby w kolejny cud - zmartwychwstania? Wątpliwe... dlatego Jezus nie ukazuje się im. Czyż to nie jest zastanawiające? A czy przy wszelkich cudach Jezus nie patrzył na wiarę? Tak przed cudem jak i po. Pytał o wiarę.
Ale cuda nie były dla Niego czymś najważniejszym i wiele mamy o tym świadectw w Piśmie św. Cuda miały pokazać tylko: "Bóg jest pośród nas" i miały potwierdzić, że to, czego naucza Jezus jest najwazniejsze. A więc to Jezus i Jego nauka o Ojcu, o Królestwie Ojca były najwazniejsze... a nie cuda, których wcale nie było aż tak dużo, jakby się wydawało. Czy Jezus uzdrowił WSZYSTKICH chorych Izraela? Wszystkich zmarłych wskrzesił? Wszyscy ślepi zaczęli widzieć?

To wszystko, co napisałem jest do spokojnego przemyślenia i do tego zapraszam Was nie tylko ja, ale przede wszystkim Bóg - by wreszcie posłuchać co On ma do powiedzenia, na czym Jemu zależy. Czuję w tych postach czasem ogromny żal i wręcz "atak", który jest niby skierowany do mnie, ale tak naprawdę do Niego - Boga. Staram się odpowiadać jak umiem i jak czuję - patrząc też na moje doświadczenie osobiste Boga i tego, co On do mnie mówi każdego dnia przez rozmaite rzeczy, które mi się wydarzają (choćby np. przez moje dwa guzy, które siedzą w mojej głowie i liczę, że mi je lekarze wytną). Cokolwiek się jednak dzieje i stanie ze mną - On jest moim Bogiem i ufam Mu we wszystkim. On zaprasza do tego także Was - wszystkich.

Nie przestaję się za Was modlić i błogosławić + 
------
...naucz mnie dawać a nie liczyć, walczyć a na rany nie zważać... Internetowy Dom Rekolekcyjny: http://www.e-dr.jezuici.pl

Re: do o. Grzegorza
o.Grzegorz Ginter SJ  
13-03-2008 10:50
[     ]
     
Droga Ewo,
dziękuję Ci bardzo za Twoje świadectwo, za to, że mimo wszystko ufasz Bogu i starasz się iść każdego dnia i dawać siebie (to jest prawdziwa miłość), choć - właśnie - ból pozostanie, rana pozostanie. To jedna z tajemnic cierpienia, która nie kaleczy, kiedy się człowiek na to zgodzi, zgodzi, że to jest tajemnica, że pewne rzeczy zrozumie, ale jest pewien margines rzeczy, których człowiek nie zrozumie. Jeśli na siłe będzie chciał Bogu zajrzeć w karty to spotka się z milczeniem, albo skonstruuje sobie własną teorię, użyteczną dla niego, ale niestety, nie mającą wiele wspólnego z rzeczywistością. Dziekuje za Twoje świadectwo i błogosławię Cię w tej drodze, która nie jest łatwa.

Tak, rozumiem też ten argument, że od dziecka nam wkładają do naszej głowy i naszego serca obraz Boga, który - naprawdę - nijak się ma do tego, co spotykamy choćby w Biblii. Nijak. Czy to wina naszych rodziców? Dziadków? A może jeszcze dalszych pokoleń? To trochę wina wszystkich, Kościoła również, bo przecież - tak jak piszesz - ten obraz nie wziął się z powietrza. Choć to nie zawsze Kościół tak naucza przez księży, to czasem człowiek, pod wpływem różnych doświadczeń konstruuje sobie "boga na własną miarę" i tak naucza swoje dzieci. Zachęcam Cię jednak, by łatwo nie zwalnia się z pewnego "obowiązku" poszukiwania Boga takim, jaki On jest naprawdę, by czytać Pismo Św. i poznawać Go, by może poczytać jakąś wartościową lekturę, ale przede wszystkim by się modlić: Panie, daj mi się poznać, jaki jesteś naprawdę. Bo jakikolwiek by obraz nam nie zostawili nasi rodzice w głowie - to nie oni będą nas przyjmować w Królestwie Ojca (przynajmniej nie w pierwszej kolejności), tylko sam On, Bóg, Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa... i obyśmy Go wtedy rozpoznali, żeby się nie okazało, że mamy tak fałszywe wyobrażenie o nim, że Go nie poznamy, że Go zignorujemy.

Jeszcze raz dziękuję za Twojego maila, pozdrawiam bardzo serdecznie i nie przestaję się modlić o wzrost wiary i głębokiej relacji z Tym, którego nazywamy naszym Ojcem! + 
------
...naucz mnie dawać a nie liczyć, walczyć a na rany nie zważać... Internetowy Dom Rekolekcyjny: http://www.e-dr.jezuici.pl

Re: do o. Grzegorza
Ewa41  
13-03-2008 15:34
[     ]
     
Bardzo serdecznie dziękuję za odpowiedz i błogosławieństwo,jest ono dla mnie bardzo ważne.Mam cichą prośbę do Boga,żeby w moim życiu nastał taki czas,abym na nowo uwierzyła w siebie...Pozdrawiam Ewa41 mama Agnieszki<*> Agaty i Kuby. 


Re: do o. Grzegorza
anna 76  
29-03-2008 23:28
[     ]
     
Ojcze Grzegorzu chciałam napisać o kilku sprawach...
Po pierwsze skąd wzięło się myślenie o Bogu "tyranie"-z modlitwy,a dokładniej cytuję "Bóg jest sędzią sprawiedliwym,za dobre wynagradza a za złe karze".Każda matka która straciła swoje dziecko zastanawia się co złego zrobiła skoro Bóg ukarał ją tak dotkliwie bo nie ma nic gorszego dla matki jak stracić ukochane,wyczekiwane dziecko.Ja sama się nad tym zastanawiam-co takiego w życiu zrobiłam że zabrano mi moją ukochaną córkę.Jestem katoliczką,przynajmniej za taką się mam.Co prawda do Kościoła nie chodzę za często ale modlę się codziennie i staram się nie wyrządzać nikomu krzywdy.I zastanawiam się czemu Bóg tak mnie ukarał?Co takiego zrobiłam że odebrał mi moją córeńkę?Pozdrawiam i proszę o modlitwę.

Anna 76. 


Re: do o. Grzegorza
o.Grzegorz Ginter SJ  
30-03-2008 20:29
[     ]
     
Droga Anno!

to, co zacytowałaś nie jest fragmentem modlitwy lecz głównych prawd wiary, które np. dzieci pierwszokomunijne mają w swoich książeczkach do nabożeństwa. Formuła ta, choć wydaje się dość "archaiczna", szczególnie co do języka (choćby np. w kontekście dzisiejszego święta Miłosierdzia Bożego), wymaga uściślenia i wyjaśnienia:

1. Bóg jest Sędzią i to jest niewątpliwe - o tym wspomina choćby Pismo Św., lecz nie jest to Sędzia jak nasi ludzcy sędziowie czy prokuratorzy. Bóg nie szuka haków na człowieka, paragrafów i nie "cieszy się", kiedy człowiek podpada pod karę. Bóg patrzy na to, co jest, tzn. na to jaki człowiek jest i osądza wg tego - a Jego osąd jest przede wszystkim osądem naszego serca i z tego punktu patrzy Bóg. Owszem patrzy na czyny jako na owoce naszego życia, ale przez pryzmat serca (a więc naszych szczerych lub nieszczerych chęci, jawnych czy ukrytych motywacji i intencji, itd..).

2. Ważna rzecz - owa kara czy nagroda nie dotyczą tego świata ale przyszłego. Nie chodzi więc o to, że Bóg widzi teraz nasze grzechy i zaraz na miejscu nas karze (po co wtedy byłaby spowiedź???). Chodzi o Sąd, który ma się odbyć po śmierci i o to, że nagrodą człowieka za dobre życie jest sam Bóg i przebywanie z Nim (jak uczy nas Katechizm Kościoła), zaś ową "karą" będzie potępienie - czyli życie bez Boga, bez miłości, bez nadziei. Trzeba powiedzieć, że niekoniecznie jest tak, że tą karę nakłada na nas Bóg. Skoro niebo to życie z Bogiem, życie w Nim, w relacji pełnej miłości (można to sobie przybliżyć obrazem w pełni kochającej się Rodziny), to jeśli ktoś odrzuca Boga, odwraca się do Niego plecami, krzywdzi bliźnich i siebie i nie przyjmuje Miłosierdzia Boga - to niejako sam się potępia, sam odchodzi od źródła życia i miłości. Człowiek więc nie może sam siebie zbawić - zbawia nas Chrystus, lecz może sam siebie potępić.

To pokazuje, że Bóg nie jest absolutnie tyranem i nie na tym Mu wcale zalezy, by ludzi gnębić, karać, popędzać, niszczyć, itd...
Z tego wynika, że śmierć Twojego dziecka czy śmierć kogokowiek na świecie nie jest w żadnym wypadku karą!!! Bóg nikogo i za nic nie karze w taki sposób! To, niestety, karykaturalny obraz Boga. To, że umieramy, jest w pewnym sensie naturalne (o tym też mówi Katechizm Kościoła). Dlaczego umarło akurat Twoje dziecko? Dlaczego umarły jeszcze inne dzieci? Czemu niektórzy nie umarli? Nie wiem... każdy umrze, to jest pewne. Ale śmierć nie jest karą.
Bóg nie zabrał Ci dziecka, bo nie sprawia On, że jedni stają się szczęśliwi gdy tymczasem inni nieszczęśliwi. On bez wątpienia przyjął Wasze dziecko do siebie. Już w kilku miejscach na tym forum pisałem o tym (chyba były to posty w temacie modlitwy i mszy św., innych też...).

Więc nie cierpicie z powodu żadnej kary boskiej i nic złego nie zrobiłaś, za co Bóg chciałby Cię od razu ukarać. Bez wątpienia jest to trudne i trudno nam to czasem pojąć, choć dla mnie osobiście trudnym jest też to, że to Bóg jest pierwszym, którego się obwinia o wszystkie nieszczęścia na świecie. Grzech z raju ciągle w nas pokutuje, gdzie kobieta oskarża węża o skuszenie, Adam zaś, pośrednio przez Ewę oskarża Boga: "kobieta, którą TY postawiłeś przy mnie" (a więc to TWOJA wina Boże...). Tymczasem jakbyśmy dobrze wczytali się w Pismo Św., to najważniejszą działalnością Boga (i jedyną) jest troska o człowieka, o uwolnienie go spod tej zależności grzechu i zła, oraz okazywanie mu na każdym kroku swojego miłosierdzia, nieustanne przebaczanie i przyjmowanie człowieka jak Ojciec przyjmuje marnotrawnego syna.

pozdrawiam serdecznie i błogosławię + 
------
...naucz mnie dawać a nie liczyć, walczyć a na rany nie zważać... Internetowy Dom Rekolekcyjny: http://www.e-dr.jezuici.pl

::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora