Witamy Cię na naszej stronie. Pragniemy by to miejsce stało się azylem dla osieroconych rodziców. Zależy nam aby tacy rodzice stracili owo nieznośne poczucie wyjątkowości, którego zapewne doświadczają w swoim środowisku, by mogli podzielić się swoim bólem, tęsknotą, trudem, drobnymi radościami, by mogli opowiedzieć o swoim dziecku. Pamiętaj, nie jesteś sam.

Kolejny Dzień Dziecka Utraconego. Dla niektórych będzie to następna rocznica, piąta, dziewiąta, piętnasta, a dla innych świeża (zbyt świeża) rana. Dzień Dziecka Utraconego to nie jest "Święto" jak niektórzy sugerują. To nie jest wyłączny dzień w którym wspominamy nasze dzieci. Nasze dzieci żyją w nas przez cały rok, całe lata i zawsze w każdej sekundzie życia mamy je w pamięci.

Jego pomysł narodził się z potrzeby mówienia światu o naszym bólu, a także z konieczności dokonania zmian w świecie, który ucieka od śmierci i od cierpienia, za wszelką cenę wmawiając ludziom, że "wszystko będzie dobrze, uśmiechnij się". Nie. Nie będzie dobrze. Długo nie będzie dobrze, ale w końcu, wierzcie mi, uda się zagoić tą ranę, mimo, że na zawsze pozostanie RYSA na duszy. Trzymajmy się razem. 
 
"Nie pytamy Cię Boże dlaczego Ją zabrałeś, lecz dziękujemy, że nam Ją dałeś" To historia, którą napisałam po przeczytaniu zwierzeń Kasi (jej córeczka to Aniołek Natalia Maria) - siostry mojej koleżanki Pauliny, ją i jej rodzinę także spotkała podobna tragedia. Wprawdzie miałam opisaną moją historię, ale nie tak otwarcie. A przecież pisze się lżej niż mówi... Jest nam ciężko, nadal nie potrafimy o niczym innym myśleć, przecież byliśmy przygotowani na przyjście dziecka, mieliśmy już wszystko wózek i łóżeczko pościelone ... i nagle musieliśmy wszystko chować ...tego nie da się opisać... Wszystko się zaczęło 15.02.2010r. wtedy pojechaliśmy z Tomkiem do szpitala w Skwierzynie. Miałam skierowanie ponieważ termin porodu był na 08.02.2010r. a nadal nic. W szpitalu byliśmy ok. godz. 14:00, Tomek był ze mną do samego wieczora, umówiliśmy się, że przyjedzie następnego dnia o 7:00 rano bo wtedy mam mieć wywoływany poród. Ale los chciał inaczej, w nocy dostałam skurcze i o godz. 5:30 rano (16.02.2010r.) Marysia była już na świecie, więc jak Tomek przyjechał i wszedł na porodówkę było już po wszystkim. Ważyła 2700 i miała 53 cm. ... cudo. To było niesamowite, cały czas mam przed oczyma widok Tomka jak zobaczył naszą córeczkę, nigdy nie widziałam go takiego szczęśliwego ... Później już przeplatały się różne emocje, cieszyliśmy się, że mamy dzieciątko, ale baliśmy się, bo wiedzieliśmy, że coś jest nie tak... Gdy byliśmy w pokoju w którym ja leżałam, (malutka była wtedy w innym na obserwacji) przyszła pani doktor i powiedziała nam, że zabierają ją do Zielonej Góry, ponieważ potrzebny jest lepszy sprzęt. Wtedy poszliśmy do córeczki i tam czekaliśmy na karetkę. Marysia była ... jest śliczna - ciemne oczka, ciemne włoski, brwi i rzęsy. Było ciężko, nie mogliśmy jej przytulić... a potem ten widok odjeżdżającej na sygnale karetki ... tego nie zapomnę nigdy. Zabrali Marysię do Zielonej Góry i to, co się tam działo wiem już tylko z opowiadań. Na szczęście był przy Niej Tomek, był do samego końca ... do ostatniego bicia jej serduszka ... Tomek pojechał do naszej córci wieczorem z moją mamą i bratem. Przed wyjazdem powiedział, że chciałby Ją tam ochrzcić, wtedy podjęliśmy decyzję, że będzie nazywała się Maria. I pojechali ... a ja zostałam z różańcem w ręce, chyba nigdy się tyle nie modliłam, co wtedy. Nie mogłam spać i wtedy usłyszałam, że przyjechała moja siostra, pielęgniarki pozwoliły jej wejść do mnie, ta noc strasznie się dłużyła... W nocy, wracając już do domu zadzwonił do mnie Tomek i powiedział, że mamy duże wstawiennictwo w modlitwie, dużo ludzi znajomych i nieznajomych modliło się za zdrowie Marysi, a to było dla nas bardzo ważne. Na drugi dzień tj. 17.02.2010r. Tomek przyjechał po mnie do szpitala. Ze względu na sytuację pozwolili mi wyjść wcześniej. Pojechaliśmy prosto do mojego ginekologa, on na nas czekał, pobrał ode mnie próbki i dostarczyliśmy je do diagnostyki. Robiliśmy wszystko co w naszej mocy... Dnia 18.02.2010r. rano znowu Tomek pojechał do Marysi, mi odradzono ponieważ byłam jeszcze słaba. Przecież miało być wszystko dobrze, myślałam, że następnego dnia i ja tam pojadę, ale nie zdążyłam... tego dnia o godz. 17:00 Marysia odeszła do Nieba...Tomek nie wiedział jak mi o tym powiedzieć, poszedł do kaplicy szpitalnej i prosił o siłę, jak wrócił na oddział zadzwonił do mnie i przez łzy mi o tym powiedział ... jednak ja już to czułam... i byłam świadoma, że taki telefon otrzymam... Marysiu tak bardzo Cię kochamy i tak bardzo tęsknimy ... Pamiętam, że jak wrócił bardzo mocno się przytuliliśmy, a on powiedział ...tak bardzo Ją prosiłem żeby tego nie robiła, mówiłem, że mamusia na Nią czeka... Wieczorem my, rodzice, Agata i Marcin zapaliliśmy świecę i pomodliliśmy się, nic więcej nie mogliśmy zrobić. Płakaliśmy i płaczemy do dzisiaj, choć żyjemy wielką nadzieją i jesteśmy pełni wiary. Potem był jeszcze jeden bardzo ciężki dzień ...pogrzeb ... tego się bardzo bałam. Jednak kiedy Ją zobaczyłam w malutkiej biało - złotej trumience, ubraną na biało i w białym rożku uspokoiłam się, wyglądała jak prawdziwy aniołek i miała taką spokojniutką buzię? Ja włożyłam jej poświęcony medalik a Tomek położył na Niej białą szatkę ... Była z nami tylko najbliższa rodzina i przyjaciele, bo tak chcieliśmy. Dziękujemy Bogu, że dał nam Marysię mimo, że była z nami tak krótko cieszymy się, że mogliśmy ją dotknąć i usłyszeć... ... Tak krótko żyłaś, tak dzielnie walczyłaś... ANIOŁKU NASZ ZAWSZE BĘDZIESZ W NASZYCH SERCACH... Twoja mama... Dziś jest 20.05.2010r. minęły trzy miesiące ... nie jest lekko, ale cieszymy się, że mamy rodzinę, która wspierała nas i wspiera do dzisiaj, my wierzymy, że Bóg da nam jeszcze dzieci, które nauczymy miłości, której nas nauczono... ?dziękuję Ci Kasiu, pokazałaś mi, że nie jesteśmy sami, że innych też dotykają takie historie. Jak to pisałam pojawiały się różne emocje ? pisałam ? płakałam ... pisałam ... płakałam, ale teraz jest mi lżej. Myślę, że nasze ANIOŁKI nad nami czuwają i na pewno pomogą nam iść do przodu ... Minęły kolejne miesiące, dzisiaj postanowiłam się tym podzielić nie tylko wsród bliskich, ale także osób, które spotkała podobna tragedia, osób, które z jakiś przyczyn odwiedzają tą stronę, a właściwie to nie wiem czy bardziej ja pomogę komuś, czy pomogłam sobie - pisząc o tym ... Julia mama Aniołka Marysi